Wiatr zaniósł Wrotkę na wysokości, pod górną galerię, niezbyt daleko od budki. W każdym razie tam ją odnaleźliśmy pół godziny później. Ptasia piękność w rozwianej sukience.
Teoria o obecności Czarta podczas jej wizyty w domu może być prawdziwa, bo zastaliśmy go z tej samej strony komina, kilka metrów pod Wrotką.
To stanowisko jest rozchwytywane przez sokoły, niemal zawsze ktoś tam przesiaduje, a to zaledwie dwa balkony od budki.
Nad jego głową Wrotka analizowała, co dziś sobie przygotować na obiad. Wybór padł na jakiegoś biedaka w oddali, ruszyła przed siebie, przecięła migiem ul. Smoluchowskiego, czyli udała się w kierunku znajdującym się dokładnie za kamerą zewnętrzną. Młody spokojnie przyglądał się tej scenie.
Minęło kilkanaście minut, kiedy Czart zerwał się ze swego miejsca i poleciał za makarony - kierunek boczny względem odlotu Wrotki. Szybko okazało się, że dostrzegł Wrotkę dźwigającą łup i postanowił ją podeskortować. Samica zniknęła za otaczającymi komin niższymi budynkami, młody wrócił na swoją wygrzaną balustradę.
Nie wiem gdzie podziewała się Wrotka przez kolejne minuty, dostrzegliśmy ją dopiero, gdy odfruwała w kierunku Zalewu. Ciekawe jest to, że niedługo później Czart również odleciał, ale w zupełnie przeciwnym kierunku. Jakim cudem zaraz wróciły razem? I jak to się stało, że Wrotka znów targała zdobycz?
Ulokowała się w stołówce na balkonie przy ul. Inżynierskiej i tym razem zabrała się za posiłek. Jej towarzysz - a jakże - wrócił na swoje ulubione miejsce.
Niestety nie dane nam było obejrzeć czyszczenia dzioba i prezentacji poobiedniego żabotu, ponieważ około godziny 15 zaczął padać deszcz i pada do chwili obecnej.
Wrzucam jeszcze
dalszy ciąg posiłku Wrotki
, dopóki pogoda pozwoliła na nagrywanie.