19.02.2018
Już od zeszłego roku ostrzyłam sobie zęby na sokoła z Blue Point.

Pisała o nim Ania Bujniewicz (Aster).
W poniedziałek miałam inne zadanie "ptasie" w rej. Jez. Gocławskiego. Blue Point majaczył w niedużej odległości ... Nie mogłam nie wykorzystać szansy, że jestem tak blisko.

Podjechałam autobusem i wysiadłam naprzeciwko wieżowca. Przez lornetkę dostrzegłam kilka wron na lampach. Podskakiwały i pokrzykiwały. Jeden ptak odwrócony do mnie plecami, siedział nieruchomo. Acha, to musi być sokół.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to sokolica, a na dodatek, że ma takie ładne imię "Cynamonka".
Jeszcze nie zdążyłam wyciągnąć swojego aparatu z plecaka, kiedy sokół poderwał się i goniony przez wrony, przeleciał wysoko nad ulicą. I zniknął ...
Bardzo się zmartwiłam.

Bo jak to? To by było na tyle?!
Kiedy już wyjęłam i uruchomiłam aparat, spojrzałam znowu w górę. Na lampach nie było nikogo. Wzrokiem omiotłam to ciemne miejsce, harmonijkę i wtedy ... dostrzegłam Cynamonkę

Poniżej załączam kilka zdjęć, jakie zrobiłam z przystanku, ze środka ulicy (z wysepki), spod budynku. Wszystkie sokolicy siedzącej w jednym miejscu. Od czasu do czasu jedynie wykonywała półobrót ciałem i głową, chyba równie zainteresowana mną, jak ja nią.
Zauważyłam, że ma jedno oko zamknięte, myślałam że niewidzące, ale mam nadzieję, że Cynamonka dobrze widzi oboma oczami.
Na jednym z lepszych zdjęć widać, że jej dziób jest umazany krwią. Pewnie skonsumowała posiłek i teraz po prostu - chciałaby podrzemać. Stąd to zamykające się oko.
Cieszę się, że miałam takie fajne spotkanie z tą piękną sokolicą.