Czart przemknął przez daszek (post nr 8) w ramach przedobiednich przygotowań.
Zaparkowałam pod kominem 25 minut później. Bohater powyższego filmiku siedział wysoko na kominie po przeciwnej stronie od budki, jeden z niskich balkonów zajmowała Wrotka. Ale tylko na chwilkę, bo zaraz bardzo zdecydowanie ruszyła w kierunku zapewne wcześniej wypatrzonego celu. Młody tylko na to czekał, zadowolony (tak przypuszczam) poszedł w jej ślady, a potem oba błyskawicznie wróciły. Podążyliśmy na drugą stronę komina (tę z budką) za tym, który przytargał łup.
Sokół wcinał obiad na podeście.
Zaczęliśmy się zastanawiać, kogo widzimy i gdzie jest ten drugi. Po kilkunastu minutach wszystko stało się jasne.
Wrotka przybyła ze zdobyczą numer dwa, z którą wylądowała znów od strony ulicy Inżynierskiej. Zostawiliśmy na chwilę młodego, by odszukać aktualną stołówkę Wrotki. Wybrała podest, na którym dość często przesiaduje.
Razem z nami zabrał się najedzony Czart, ale wybrał balkon swojego taty zamiast parkingu. Podziwiał piórka, które wiatr przywiewał z miejsca, gdzie mama szykowała prowiant.
Czart rozgląda się z balkonu z lewej strony, po drugiej stronie kadru Wrotka, otoczona latającymi piórkami.
Młody jakby nie mógł usiedzieć, przeleciał się wokół domu i zatrzymał wysoko na trójkącie.
Nie widzieliśmy przekazania pierwszego łupu młodemu, musiało się to odbyć w sporym dystansie od komina. Istnieje oczywiście znikoma szansa na to, że to Czart sam upolował sobie obiad. Najprawdopodobniej jednak to Wrotka zgarnęła jedną ofiarę, przekazała ją młodemu, po czym, bez odpoczynku, wyruszyła na kolejne polowanie. Mamy w Lublinie sokolą czarodziejkę