Myślistwo ptasze - Rocznik sokolniczy 1995

jmg

Spis treści

Sławomir Sielicki

Myślistwo ptasze  - Matheusz Cygański, 1584

Myślistwo ptasze Matheusza Cygańskiego, uważane dotąd za pierwszą wydaną po polsku książkę poświęconą sokolnictwu, tylko w części można za taką uznać. Przekonanie takie pochodzi wg mnie z nie znajomości całego dzieła a jedynie interpretacji tytułu i przytaczanych często fragmentów dotyczących jedynie ptaków drapieżnych i sokolnictwa. A przecież już sam tytuł (który jednak rzadko przytaczany był w całości), czyli: "Myślistwo ptasze, W ktorym sie opisuie sposob dostawania wszelakiego Ptaka. Ktemu przydane iest opisanie narodow ptaszych, y iakiego ktory piora" wskazuje, że dzieło to poświęcone jest szeroko pojętemu wówczas ptasznictwu. I rzeczywiście, możemy się z niego dowiedzieć w jaki sposób można było w tedy "dostawać wszelakiego Ptaka", w tym również ptaków drapieżnych jak i wykorzystując te ostatnie pozyskiwać inne.

Jest to jednak dzieło o dużym znaczeniu dla historii. Jak zauważa Pan Stronczyński "Myślistwo ptasze jest składem dobrych nazw polskich na ptaki krajowe, ...że dzieło nie jest kompilacyą lecz pierwotworem jakiegoś polskiego ptasznika, i że obejmuje mnóstwo wiadomości obchodzących ornitologa..."

W przeciwieństwie do innych autorów, jak np."Nasz naturalista Kluk, uważany jako zoolog, pisząc często o rzeczach, o których dostatecznej wiadomości nie mógł powziąść, niezmiernie nomenklaturę ptaków krajowych zamieszał i ukuciem na prędce nazwisk własnych zaćmił. Co większa, i późniejsi szli za przykładem przez Kluka danym", to Cygański podaje nazewnictwo, które w rzeczywistości funkcjonowało, przynajmniej w regionie z którego autor pochodził i wszelka wiedza zawarta w tym dziele pochodzi z pierwszej ręki.

Jednakże Hr. Kazimierz Wodzicki (autor dzieła "O sokolnictwie i ptakach myśliwskich" z roku 1858) twierdzi, że szlachcic Cygański czerpie jednak pewną wiedzę z ksiąg Piotra Crescentyna. Aby przekonać o tym czytelników podaje rozdziały, które zgadzają się z niektórymi fragmentami tegoż dzieła.

Oprócz pierwszego wydania z roku 1584 znamy następne, pozbawione jednak nazwiska autora i rycin (zapewne po roku 1630). Były one od XVII wieku powszechniej znane.

Najdawniejsza wzmianka o autorze tym i jego dziełku, jaką podaje Rostafiński, pochodzi z artykułu p.t."Łowy" z Przyjaciela Ludu z r.1836. Napisano tam, że "z książek starych o polowaniu znamy tylko Myślistwo ptasze Cygańskiego".

Jednak ze względu na regionalny charakter pisma i to, że jedyny znany egzemplarz pierwszego wydania z podaniem autora znajduje się do tej pory w bibliotece kórnickiej, autor zostaje nadal nieznany.

Dlatego też i Wójcicki podaje w kalendarzu z r.1836 w Wiadomościach bibliograficznych Myślistwo ptasze bez podania roku wydania i nazwiska autora. Niebawem (1840) Kazimierz Strończyński przekalkował egzemplarz Myślistwa.

Antoni Waga, opatrzywszy wstępem i licznymi przypisami, przedrukował Myślistwo ptasze w Sylwanie w r.1841 i niedługo w osobnej odbitce z datą 1842. Nie odkrywa on również od razu autora, dodając dopiero na końcu książki, że autorem tego dzieła jest Matheusz Cygański. Dowiedział się tego z Powieści W.Berwińskiego (Wrocław 1840) w momencie, kiedy odbitka nie opuściła jeszcze prasy.

Jednak już Józef Rostafiński korzysta z pierwszego wydania, z roku 1584.

W raz z bogatym wstępem i licznymi przypisami przedrukowuje je w książce p.t."O myślistwie, koniach i psach łowczych" pomiędzy czterema innymi tytułami. Znajduję tu najobszerniejsze informacje o autorze i samym wydawnictwie.

Matheusz Cygański, korzystając z pobytu króla Stefana Batorego w roku 1581 w Warszawie, otrzymał od niego przywilej na własność wydrukować się mającego Myślistwa na lat piętnaście. Trzy lata, jakie mineły do wydania książki, upłynęły prawdopodobnie na szukaniu wydawcy, układzie z nim, zrobieniu portretu autora w drzeworycie i na wytłoczeniu książki. Natomiast ryciny ptaków nie są oryginalne. Pochodzą one z lekarstw doświadczonych (1564) Siennika, przez co powtarza się nieraz ta sama rycina przy różnym ptaku.

W Myślistwie ptaszym można wyróżnić trzy istotne działy: opisanie narodów ptaszych, dalej pożytki z ptaków w raz ze sposobami ich łowienia i opis narzędzi łowczych. Były one najprawdopodobniej opisane osobno, a poszczególne gatunki pogrupowane wg alfabetu, tzn. pod b były gatunki zaczynające się na b, pod c na c itd. Jednakże ustępy trzeciego działu zostały powtykane przez drukarza pomiędzy opisy gatunków, przez co książka nabrała nieco chaotycznego charakteru. Ponadto na początek zostały wysunięte, poza kolejnością alfabetyczną, takie gatunki jak Orzeł, Raróg, Sokół, Jastrząb, Krogulec oraz Głuszec, Drop, Żóraw i Łabędź. Potem, już wg. alfabetu, idą pozostałe poczynając od Bociana.

Że to wydawca umieścił je w takiej kolejności, nie ma żadnej wątpliwości, bo o tych gatunkach jest mowa o wiele później i są one wyjęte z kontekstu.

Do czego jednak zmierzał wydawca tak przeinaczając porządek rękopisu ? Chodziło mu o pokupność książki. Wydawca, aby zachęcić kupujących, wysunął na czoło Orła, za którego pierze można dostać talar albo i dwa. Zaraz po nim czytamy o Rarogu i Sokole, ptakach łowczych, dalej o Jastrzębiu i Krogulcu. Głuszec i Drop dawały wyśmienite pieczyste. Źóraw był na w pół udomowionym ptakiem a Łabędź prawie równie był popularny. Tak więc wysunięto na czoło sposoby łowienia ptaków najcenniejszych dla chłopa na półmisek i dla roskoszy sokolnictwa.

Praktyka taka w śród wydawców była w tych czasach dosyć powszechna, na co można znaleźć wiele dowodów.

Pomijając jednak te zmiany, książkę tę czyta się dosyć ciężko. Wg. Rostafińskiego styl, a raczej brak stylu, jest najsłabszą stroną pracy Cygańskiego. Jest to jednak spowodowane tym, że autor, jak się sam przyznaje na końcu książki, "nie umie pisma rzadnego". Dlatego też, to co dyktował, jest raczej mową potoczną niż stylem pisanym. Dodając do tego, że język jest starodawny, w którym znajduje się wiele zwrotów nieużywanych już dzisiaj, tekst ten bez odpowiednich komentarzy nie da się w pełni zrozumieć.

Z drugiej strony jednak to, że człowiek nie umiejący pisać ani czytać zabrał się do pisania książki jest godne podziwu.

Pierwszym opisanym ptakiem jest Orzeł. Opisując sposób pozyskania autor twierdzi, że "Zys Orzeł połownieyszy niż Bielik abo Orlik". Aby mieć z niego pożytek, zaleca nosić go jak i inne ptaki, a następnie uwabiwszy go wprawować na zająca. Ale, że jest to ciężki ptak, należy używać "podczos ... tak pieszo iako y na koniu: a młodzik lepszy iako y inszy ptak". Zaleca "... też chować go w koszu dla pierza, bo wypędzi dwoie abo troie pierze do roku ... Zeydźie się do strzał, abo usarzowi do konia, abo do tarczej, weźmiesz zań Talar abo dwa" tak, że pożytek z niego jest duży.

Opisując sposoby "dostawania" kolejnych ptaków, często z pomocy przyuczonych do tego drapieżników korzysta. I tak bąka "...tesz ugonisz y Iastrząbem abo Sokoly", a białorzytkę "...z Krogulcem y z Drzemliki".

Ciekawy sposób podaje przy czajce, gdy się na nią z jastrzębiem poluje. Po wypatrzeniu, gdzie zalegają czajki, puszcza się szybko jastrzębia i gdy ten jest w odpowiednim miejscu, uderza się w bębenek dla spłoszenia ptaka, by mógł go drapieżnik w locie złapać.

Przy drzemliku podaje, jak należy je "wprawować" na czaple. Po unoszeniu i uwabieniu należy je wkarmiać na łupieszu z Żurawia. W polu zaś trzeba mieć do pomocy "charta abo charcicę, takiego coby ptakow pilnował. A gdy uyźrzysz ptaki w polu popuść drzemlikow, a tam gdy wylecą gorę, tedy w bęben uderz że wzlecą, ieno gdy ułowią, tedy trzeba ich pilnie ratować, niż ptak z nimi dopadnie do ziemie..." Można z nimi też polować na przepiórki, skowronki i inne.

Ciekawy jest opisany pożytek z dzieżby, którą można "...nosić iako krogulca: a gdy unosisz, uwab co nalepiey, wprawże ią na wrobla,... a gdy ią wkarmisz, tedy ią będziesz wroble uganiał: bo z nią inszego myślistwa niemasz, tylko na wroble".

Jarząbka jastrzębiem dostaniesz, kuropatwę z rarogiem, jastrzębiem i krogulcem, przepiórkę zaś i skowronka kobuzem.

Jedną z metod zwabienia wielu gatunków jest użycie na przynętę puchacza, który znienawidzony przez wiele ptaków, przyciąga je, w tym i sokoły czy jastrzębie, które można w tedy łatwo schwytać.

Ułorzenie ptaka drapieżnego do myślistwa, podług Myślistwa ptaszego, dzieli się na trzy czynności; Pierwszą jest unosić go, drugą uwabić, trzecią wkarmić. Unoszenie miało na celu złagodzenie ptaka i przywiązanie go do człowieka w sposób jednak już dzisiaj nie stosowany, ze względu na zbyt drastyczne metody. Uwabienie miało za cel przyzwyczajenie ptaka, ażeby gdy odleci, dał się przywabić głosem do ręki. Wkarmienie zaś przyzwyczajenie ptaka do otoczenia, w którym przebywa i zaprawienie go do zwierzyny, którą miał łowić. W zależności od gatunku ptaka i zwierzyny, na jaką miał polować, różnie go należało "wkarmiać."

Cygański przedstawia wiele spostrzeżeń, które są nie obce i dzisiejszemu sokolnictwu. Tak na przykład gdy zaczynasz puszczać sokoły czy rarogi "...strzeź by nie opadli (siadali) z pierwu, żeby jedno oblecieli raz abo dwa, zarazem ukażesz im rękę, bo chociażby oblecieli raz abo kilka opadli, tedy by tego zawsze chcieli". Natomiast gdy dostanie się gniazdowniki, należy im zrobić oblot, po którym "...będą y gornieyszy y łownieyszy, y rychley ie wprawisz".

Po krótkim opisie układania podaje jak sokoły i inne ptaki łowcze trzymać przez zimę, zwłaszcza w czasie dużych mrozów. Zaleca w zależności od gatunku trzymać je w szopie czy też w domu i dobrze je karmić, zwłaszcza krogulce i inne małe sokoliki, bo są one najbardziej wrażliwe.

"Cygański ... przez napisanie tej książeczki niemałą położył zasługę. Zachował nam sztukę dawnego ptasznictwa, używania i robienia narzędzi łowczych. Zapewne rzeczy te przeważnie zagineły. W jakiej mierze, o tem nie można na pewno powiedzieć, ponieważ nasza literatura tak jest uboga pod tym względem, że nie pozwala na porównanie. Ale niewątpliwie opowiada Cygański wiele z zaginionego już myślistwa ptaszego. Nie tylko strzałę zastąpiła rusznica. Wyżeł znakomitej rasy i nowoczesna broń palna kazały dziś złożyć brożki, pomki, rozjazdy i t.p. do muzeum.

Bibliografia:

  1. Cygański Matheusz "Myślistwo ptasze" 1584 r - reprint wydany przez WAiF, Warszawa 1979.
  2. Sylwan, Warszawa 1841.
  3. "Myślistwo ptasze" - przedruk z dodaniem przedmowy, objaśnień i przypisów Antoniego Wagi, Warszawa 1842.
  4. Wodzicki Kazimierz "O sokolnictwie i ptakach myśliwskich", Warszawa 1858.
  5. Rostafiński Józef "O myślistwwie, koniach i psach łowczych ksiąg pięcioro", Kraków 1914.

Zbigniew Bonczar

Św. Bawon - patron sokolników

Obok świętych Eustachego i Huberta, trzecim związanym z myślistwem jest św. Bawon. Znamy go z czterech życiorysów, z których najwcześniejszy zredagowano w początkach XIX w. Początkowo zwał się Aldowidem (Aldovinus, Alloy ,Allowin) i był brabanckim szlachcicem z rodu Haspengans (Hassengans). Poślubił Algetrude, córkę grafa z rodu Merowingow. Jego zwrot do wiary, z pozbawionego wszelkich hamulców rycerskiego życia, spowodowany został śmiercią żony. Został benedyktyńskim zakonnikiem w klasztorze Blandinberg i towarzyszył św. Amandowi w działalności misyjnej we Flandri. Został w końcu rekluzem przy klasztorze w Gandawie, który później nazwano jego imieniem. Zmarł ok.roku 650. Pochowano go w klasztornym kościele, w miejscu, w którym wznosi się obecnie katedra również pod jego wezwaniem.

W martyrologii rzymskiej widnieje pod dniem 1 października, a jego atrybutami są sokół i wysoki buk. Jest też opiekunem miasta Gandawy.  Flandria i Brabancja, gdzie żył i działał św. Bawon, były miejscem narodzin zachodnioeuropejskiego sokolnictwa. Ze względu na położenie geograficzne, rozwinął się tu połów sokołów i handel nimi z najbogatszymi miastami Europy. Być może, że dla potrzeb kultury życia dworskiego i duchownego tamtych czasów powstała sokolnicza legenda losów życia św. Bawona.

Niewinnego Bawona oskarżono o kradzież niezwykle cennego białego sokola myśliwskiego. Za czyn ten groziła mu śmierć przez powieszenie. Gdy jako domniemany złodziej stał już pod szubienicą, nagle z obłoków spadł jak strzała białozór i usiadł na szubienicy. Niewinność Bawona została w ten sposób udowodniona i odtąd postać białego sokoła jest uosobieniem godności i niewinności.

Na pamiątkę cudownego ratunku w Valkenswaard w Brabancji zbudowano kościół św. Bawona, a jego samego uznano patronem sokolników.

W niedziele 23 października 1994 r. w trzecim dniu Międzynarodowowego Spotkania Sokolników oraz XXII Łowów z Sokołami odprawiona została, po raz pierwszy w Polsce (przynajmniej od 200 lat) Msza Św. ku czci Św. Bawona. Przy ołtarzu polowym na skraju Puszczy Niepołomickiej stanęli ksiądz Adam Soroka, Kapelan Puszczy Niepołomickiej. W mszy uczestniczyli sokolnicy z ptakami na rękawicach, sygnaliści myśliwscy, myśliwi i goście spotkania sokolniczego.

W wygłoszonej, do słuchających mszy, homilii ks. Kordowski nawiązał do postaci św. Bawona patrona sokolników, wskazując na konieczność podążenia własną drogą do doskonałości, poprzez odpowiedzialność za powierzone nam dzieła Stwórcy -skarby ojczystej przyrody.


Międzynarodowe Stowarzyszenie Sokolnictwa i Ochrony Ptaków Drapieżnych

Czy powinno się uznać sokolnictwo? 

Poniżej przedstawiamy kilka uwag w tym zakresie przedstawionych przez prezydenta MSSiOPD.

  • Sokolników jest mało i nigdy nie będą liczni, potrzebują zatem niewiele ptaków, a ptaków na pokrycie potrzeb sokolników jest więcej niż dość.
  • Sokolnictwo jest najbardziej naturalnym sposobem polowania:
    • ptak łowczy robi to samo co dziki drapieżca. Jedyna różnica, że robi to w tedy, gdy chce tego sokolnik, który pozostaje wtedy jedynie biernym obserwatorem, 
    • w czasie polowania zwierzyna może w pełni wykorzystać swoje naturalne możliwości obrony, co sprawia, że ilość upolowanej zwierzyny przez sokolnika jest znikoma,  
  • Sokolnictwo jest częścią dziedzictwa kulturalnego ludzkości i powinno być chronione, 
  • sokolnicy są mniejszością tego dziedzictwa, więc powinni być chronieni, 
  • sokolnictwo nie stoi w sprzeczności z prawem, nauką ani filozofią.

Uzasadnienia prawne

Konwencja Paryska 

Międzynarodowa Konwencja Paryska o Ochronie Ptaków, podpisana 18 października 1959 r. przewiduje, że dla sokolnictwa można uczynić wyjątek co do ochrony ptaków (art.17).

Dyrektywa Wspólnoty Europejskiej 79/409 CEE

Art.7.4. umiejscawia explicite sokolnictwo wśród dopuszczalnych sposobów polowania.

Art.9.1.c pozwala państwom członkowskim odejść od kroków ochronnych i zezwolić na chwytanie, posiadanie i "wszelkie inne racjonalne wykorzystywanie" szczególnie ptaków drapieżnych.

Czy sokolnictwo jest "racjonalnym wykorzystywaniem"?

Komisja CEE umiejscawia sokolnictwo jako przykład racjonalnego wykorzystywania w komentarzu do art. art. 8 i 9 cytowanej dyrektywy.

Większość członków Wspólnoty uznaje sokolnictwo; gdyby to było sprzeczne z dyrektywą, Komisja nie omieszkałaby złożyć skargę przed Trybunałem Sprawiedliwości Wspólnot Europejskich na ten czy inny kraj. Trybunał nigdy nie zajmował się podobnym działaniem.

Konwencja Berneńska

Konwencja Berneńska zawiera te same dyspozycje dopuszczania wyjątków, co dyrektywa 79/409 CEE, zezwalając właśnie na "wszelkie inne racjonalne użytkowanie". Czy odnosi się to do sokolnictwa? Stała Komisja Konwencji Berneńskiej przyjeła w 1986 r. model Dwuletniego Sprawozdania, które powinny przedstawiać strony konwencji. Sokolnictwo figuruje tam wśród przykładów stosowania wyjątków. (II.3.vi) Sekretarz Generalny Rady Europy potwierdził w swym liście z 30 października 1987 r., że sokolnictwo nie znajduje się wśród zakazanych środków polowania.

Uzasadnienia naukowe

Narody Zjednoczone 

Komisja Ekonomiczna dla Europy ONZ opublikowała w 1991 r. listę zwierząt i roślin zagrożonych. Wśród zagrożeń dziennych ptaków drapieżnych interesujących sokolników nie figuruje sokolnictwo. Nie jest więc usprawiedliwione zakazywanie sokolnictwa pod pretekstem ochrony ptaków drapieżnych.

Międzynarodowa Rada Ochrony Ptaków

Przyjeła ona w 1975 r. serię uchwał dotyczących ochrony ptaków drapieżnych. Uchwała nr 20 dopuszcza uprawianie sokolnictwa i pozyskiwanie młodych ptaków drapieżnych z gniazd dla celów sokolnictwa. Obecnie zaś sytuacja ptaków drapieżnych jest lepsza niż w 1975r....

Światowy Fundusz Ochrony Przyrody

Potwierdził w swym liście z 9 lipca 1985 r. że jego polityka w materii sokolnictwa jest taka sama, jak w cytowanej uchwale MROP.

Fundacja na Rzecz badań nad Ptakami Drapieżnymi

W 1988 r., większością 90% głosów przyjęto stanowisko sprzyjające sokolnictwu i pozyskiwaniu ptaków drapieżnych z przyrody. W 1985 roku Fundacja podjeła jednomyślnie uchwałę, w której uznaje pozytywną rolę sokolników w ochronie ptaków drapieżnych.

Ornitologiczne Towarzystwo Wilsona

W1977 r. dokonało studium na temat wpływu sokolnictwa na środowisko; stwierdza się tam, że kontynuowanie sokolnictwa nie powinno mieć wymiernego wpływu na dzikie populacje ptaków drapieżnych.

Europejski Instytut Badawczy Fauny Dzikiej

potwierdza, że co najmniej 5-10% młodych krogulców i jastrzębi można pozyskiwać dla celów sokolniczych.

C. de Kuhn


Henryk Mąka

Sokolnictwo w XX wieku - bez emocji

Polowanie z sokołem, czy nawet sam jego widok na rękawicy jest zjawiskiem bardzo rzadkim i dlatego za­wsze budzącym pewne emocje. Zwłaszcza w ostatnich latach mieliśmy wiele tego przykładów. Było to zwią­zane, m.in. z dyskusjami na temat polowania z ptakami drapieżnymi w aspekcie nowelizacji prawa łowieckie­go. Emocje niektórych osób sięgnęły szczytu (miejmy nadzieję) kilka miesięcy temu, docierając wręcz na sale Sejmu i Senatu RP, a to za sprawą kilku zagorzałych przeciwników sokolnictwa, którzy za wszelką cenę sta­rali się zlikwidować tę dziedzinę w zatwierdzanej wła­śnie nowej ustawie o prawie łowieckim. Jednak nawet w takim miejscu zabrakło rzeczowej dyskusji i argumentów a przedstawiane poglądy miały charakter czy­sto emocjonalny, czasem graniczący z histerią. W efekcie, oprócz zamieszania, nie odniosło to większego skut­ku, gdyż ustawa została przyjęta, a z nią sokolnictwo jako legalny sposób polowania. W tym miejscu ogrom­ne podziękowanie należy się władzom Polskiego Związ­ku Łowieckiego, które mimo tak silnych ataków na ten z pozoru marginalny punkt ustawy, nie dopuściły do likwidacji bodaj najstarszej, jakże silnie związanej z polskimi tradycjami, choć dzisiaj raczej symbolicz­nej, dziedziny łowiectwa.

Ponieważ "burza" nad sokolnictwem ucichła, (pojedyncze gromy będzie zapewne jeszcze słychać), na­leżałoby spokojnie i bez emocji spojrzeć na sprawę i związane z nią zjawiska, co też niniejszym chciałbym uczynić. Jest to podyktowane zarówno tym co opisa­łem, jak i negatywną opinią o sokolnictwie rozpowszechnianą przez niektóre osoby. Pewne rozważania należałoby może skierować raczej do naszych przeciw­ników i osób nie znających tematu (co zresztą na jed­no wychodzi), jednak mam nadzieję, iż przydadzą się one również sokolnikom w dyskusjach jakie przyjdzie im prowadzić na ten temat.

Z historii

Znana już od kilku tysięcy lat sztuka układania ptaków drapieżnych do łowów, w swoim pierwotnym i tradycyjnym charakterze upadła ok. XVIII wieku. Z jednej strony jako sposób polowania została wyparta przez ciągle udoskonalaną broń palną; z drugiej - jako rozrywka panujących i klas szlacheckich zaginęła w burzliwych dziejach i przemianach społecznych kra­jów Europy. Nie przetrwała do naszych czasów rów­nież ówczesna bogata wiedza na temat metod układa­nia ptaków, przepadła wraz z ostatnimi pokoleniamidawnych mistrzów, a dziedzina ta, z wyjątkiem kilku krajów, na kilkaset lat praktycznie przestała istnieć,

Ponownie, w sposób zorganizowany, sokolnictwo zaczęło się odradzać w wielu krajach dopiero około połowy naszego stulecia jako forma kultywowania sta­rych tradycji łowieckich, a także sposób działalności na rzecz ochrony ptaków drapieżnych. Za sprawą współczesnych pasjonatów tej sztuki w wielu krajach utwo­rzono specjalistyczne kluby zajmujące się sokolnic­twem, a dziedzina ta, na pozór marginalna, ma swoje uregulowania prawne, zarówno w poszczególnych kra­jach jak i wielu umowach międzynarodowych. Oczy­wiście współczesne sokolnictwo znacznie różni się od swej pierwotnej formy, łącząc w sobie zarówno ele­menty niezmienne od wielu wieków jak i najnowsza wiedzę i technikę. Stąd też, np. obecnie puszczając do lotu sokoła zdejmuje mu się kaptur i pęta których wzór opracowano setki lat temu, a zakłada miniaturowy nadajnik pozwalający zlokalizować ptaka w promie­niu kilkunastu kilometrów. Również liczba uprawiają-

cych sokolnictwo jest obecnie, można powiedzieć, czy­sto symboliczna, gdyż kluby takie w poszczególnych krajach liczą przeważnie od kilkudziesięciu do kilku­set członków, stanowiąc jedne z najmniejszych grup społecznych. W Polsce sokolnictwo, jako dozwolony sposób polowania, zalegalizowano w roku 1971 (zezwoleniem Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewne­go z dnia 18.09., nr LN-3/279-23/71), po czym utwo­rzono specjalistyczną sekcję Polskiego Związku Ło­wieckiego noszącą tradycyjną nazwę "Gniazdo Sokolników". Z góry też nakazano jej "cichą" działalność, wszak kultywowanie szlacheckich tradycji w ówcze­snym systemie nie było mile widziane. Po blisko 25 latach działalności "Gniazdo" liczy obecnie ok. 100 osób, z których praktycznie sokolnictwo uprawia nie­spełna połowa. Poziom taki utrzymuje się od wielu lat i w przyszłości raczej niewiele się zmieni.

Dziedzina ta, jako znana wyłącznie wąskiej grupie osób, "obrosła" w wiele mitów i błędnych opinii, które ostatnio dość często w różnych aspektach pojawiały się w środkach masowego przekazu.

"Burza w szklance wody"

Podobnie, jak wiele innych zjawisk współczesne sokolnictwo ma zarówno swoich zwolenników, sympatyków jak i zagorzałych przeciwników którzy, choć nieliczni, mają jednak znacznie większy wpływ na kształtowanie (oczywiście ich zdaniem totalnie negatywnego) obrazu tej dziedziny. Pojedyncze głosy takich osób słychać było niemal od samego początku działalności sokolników i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Do niedawna byli to głównie niektórzy przedstawiciele kręgów ochrony przyrody i ornitologii o bardziej konserwatywnych poglądach i czasem wręcz katastroficznych wizjach, którzy w kilkudziesięciu sokolnikach upatrywali wszelkich możliwych zagrożeń dla dzikich populacji chronionych ptaków drapieżnych. Ludzie ci, mając wpływ na kształtowanie opinii w swoich kręgach, często własne poglądy przedstawiają jako zdanie całego środowiska, choć nie zawsze jest to zgodne z rzeczywistością i tak jednoznaczne.

Podobnie ma się sprawa w przypadku innej grupy przeciwników, która pojawiła się niedawno, lecz obecnie niejako zdominowała dyskusję w tym temacie, sprowadzając ją na nieco inną płaszczyznę. Mam tu na myśli osoby z ruchu "Animals", który podobnie jak wie­le innych zjawisk, wyszedłszy już z mody na zacho­dzie Europy, rozkwitł u nas. Jego przedstawiciele to­czą swoją świętą wojnę o "uczłowieczenie" zwierząt a sokolników odżegnują od wszelkich ludzkich uczuć, za - ich zdaniem - niehumanitarne (delikatnie mówiąc) traktowanie zarówno swoich sokołów jak i ich ofiar. Działając bardzo emocjonalnie, często w sposób spek­takularny walcząc ze skutkami zjawisk zamiast przyjrzeć się ich przyczynom. Wydają się kierować zasadą. iż podstawa - to narobić wrzawy, a potem starać się coś wywalczyć.

Okazuje się również, iż poza przytoczonymi zarzutami, motywem ataku na sokolnictwo było mniemanie o łatwości jego likwidacji. Co prawda, np. taki węd­karz, który nabija żywego robaka lub rybkę na haczyk o kilku ostrzach po to, by złowić większą, też nie jest "święty", jednak któż odważy się ruszyć kilkusettysięczną rzeszę wędkarzy.

O ile sama idea walki o właściwe traktowanie zwie­rząt jest jak najbardziej godna poparcia, o tyle działa­nia jej zwolenników kierowane emocjami i pewnego rodzaju fanatyzmem, nie pozwalającym na przyjęcie innego poglądu, często zdają się graniczyć ze zdrowym rozsądkiem. Takie elementy można zauważyć w opra­cowanych m.in. przez "Animals"", projektach ustawy o ochronie zwierząt, w których i sokolnictwo ma swoje miejsce jako forma "znęcania się" nad zwierzętami, wymagająca jak najszybszej likwidacji. Mało tego, argumenty za tym przemawiające zebrano w odrębny, kilkustronicowy elaborat rozprowadzany wraz z projek­tem ustawy, a podpisany - Fundacja "Animals". Oczywiście, jego treści nie trudno się domyśleć i nie warto by się nad tym rozwodzić, jednak materiał ten został rozpowszechniony w dość szerokich kręgach i opinie, oparte na jego treści, zapewne nieraz jeszcze usłyszy­my. W dodatku wiedzy autorów na temat sokolnictwa starczyło zaledwie na półtorej strony, natomiast resztę stanowią opinie "znawców przedmiotu". Ponieważ w takim kształcie materiał ten stanowi niejako komplet zarzutów przeciw sokolnictwu, w dalszej części pozwo­lę sobie zacytować niektóre, najbardziej kontrowersyj­ne jego fragmenty. Przypomnę tylko, iż w pewnym sensie był to materiał, na podstawie którego parlament (!) miał decydować o likwidacji sokolnictwa.

O co ta wrzawa?

Patrząc na atmosferę wokół tego tematu, nieodpar­cie ciśnie się pytanie - co w nim jest takiego, co w okre­sie wielkich przemian ustrojowych i społecznych pań­stwa, walk politycznych, wielkich afer gospodarczych i ubóstwa milionów ludzi, zmusza parlament do dys­kusji nad sprawą działalności kilkudziesięciu osób. Je­śli dodać, iż nie mają one nic wspólnego z przedsta­wionymi zjawiskami, a w dyskusji nie użyto żadnych konkretnych argumentów, danych itp., to wydarzenie takie można uznać, w pewnym sensie, za precedens na skalę światową, o co być może niektórym chodziło.

Przechodząc już do owych kontrowersyjnych aspektów sokolnictwa, zacznę od strony moralno - humanitarnej samego układania sokołów, co tak głośno podnoszą "animalsi". Oczywiście, do polowań używa się różnych gatunków ptaków, (u nas głównie jastrzębi), jednak przyjmijmy tu ogólne określenie - sokoła jako bardziej klasyczne i potocznie używane. Otóż układanie sokoła "animalsi" określają następująco: "... sokół czy jastrząb po to aby poddał się tresurze musi zostać złamany psychicznie i fizycznie. Służą ku temu: głodzenie, zawieszanie głową w dół, pęta­nie, kapturzenie, karanie. Następnym etapem jest tzw. "napuszczanie" ptaka na żywą zdobycz..., które oznacza, że sokół ma rozszarpywać żywcem codzien­nie i systematycznie dziesiątki zwierząt - gołębi, kawek, kurczaków (potem gdy podrośnie także i kur), gawronów, królików, młodych kotów. Po to, by ofia­ry nie mogły uciekać przycina im się dzioby, pazury, łamie skrzydła, uwiązuje na sznurkach. Ponadto, całe swoje dalsze życie sokół czy jastrząb spędza na słupku przywiązany i często z zakrytymi oczami - co dla ptaka drapieżnego jest torturą."

No cóż, takie określe­nia mogą wstrząsnąć nawet sokolnikiem, a cóż dopiero osobą, która nie zna tematu i nie wie, że są to bzdu­ry napisane dla wywarcia wrażenia i emocji. Zaznaczę tu, że do takich stwierdzeń Fundacja "Animals" doszła, tłumacząc na swój sposób jedyne znane jej źródło, a mianowicie napisaną 25 lat (ćwierć wieku!) temu in­strukcję układania ptaków łowczych, nie znaną więk­szości obecnych sokolników. W okresie, kiedy nie było jeszcze przepisów prawnych dotyczących sokolnictwa, jastrzębie były tępione jako szkodniki a prawa zwie­rząt nawet najgorliwszym obecnie "animalsom" nie przyszły do głowy.

Autorzy cytowanych określeń nie zauważyli chyba, iż niektóre z nich nie mają nawet sensu praktycznego, co świadczy o braku wręcz podstawowych wiadomo­ści na ten temat.

Gdyby im wierzyć, to sokolnictwo polegałoby na znęcaniu się nad sokołami (trudnym i czasochłonnym) po to, by napuszczać je potem na własne zwierzęta do­mowe, a gdy sokół rozszarpie ich żywcem "dziesiątki" - na resztę życia przywiązywać go do słupka, na doda­tek często zakrywając oczy. Jest to typowy dla "animalsów" sposób przedstawiania problemu, lecz chyba nikt rozsądny nie uwierzy w podobne rzeczy.

Żaden sokolnik nie puszcza świadomie swojego ptaka na kota, nawet młodego, gdyż starcia takie najczę­ściej kończyłyby się źle (jeśli nie tragicznie) właśnie dla ptaka. Podobnie jest z domowym drobiem, który jeśli jastrząb zabije raz czy drugi, zawsze będzie prefe­rował, jako łatwiejszy do złapania niż zwierzyna dzi­ka. A co by się działo gdyby gospodarz znalazł dra­pieżnika szarpiącego jego dorodną kokosz, nie będę opi­sywał, bo dostałoby się także rolnikom. Bez sensu by­łoby też obcinanie pazurów czy dziobów, gdyż nie wpły­wa to w żaden sposób na możliwości ucieczki zwierzę­cia. Podobne rzeczy robiono przed wiekami, układając ptaki na szczególnie niebezpieczne dla nich gatunki, np. orły na wilki lub sokoły na czaple. Dziś podobne rzeczy nie mają miejsca. Do podstawowych wiadomo­ści należy również to, iż jeśli sokół siedzi przywiązany na berle, to w zasadzie nie ma najmniejszej potrzeby zakładania mu kaptura. Czyni się to tylko w trakcie prze­jazdu na polowanie lub bezpośrednio po nim.

Bez emocji

Sokolnictwo, podobnie jak wiele innych funkcjonujących do dziś dziedzin, jest przykładem odwiecz­nego wykorzystywania umiejętności czy właściwości zwierząt dla potrzeb człowieka.

Podobnymi zjawiskami są np. jeździectwo, utrzy­mywanie psów, rybek w akwarium czy ptaków śpiewa­jących, jednak te, jako powszechne, nie budzą niczy­ich sprzeciwów. W każdym z nich występuje element tresury lub "dożywocia" w klatce czy akwarium o których można by długo dyskutować. Problem wyda­je się jednak leżeć w innej sferze, m.in. w różnym ludz­kim podejściu emocjonalnym, do różnych zjawisk. We­źmy, na przykład samego sokoła; jest to widok wyjąt­kowy i wspaniały, większość ludzi nie doświadczy tego w swoim życiu. Dla sokolnika widok taki to rzecz nor­malna, a sam sokół (znacznie upraszczając) - piękne zwierzę użytkowe, podobnie jak dla jeźdźca piękny ru­mak.

Dla ornitologa czy "ochroniarza" sokół jest osobni­kiem ginącego gatunku, można go obejrzeć jedynie w atlasie, natomiast dla "animalsów" to biedna, piękna istota, nad którą znęcają się sokolnicy, zmuszając do rozszarpywania żywcem "bliźnich".

Stąd też "animalsów" nie bulwersuje fakt, iż np. setki tysięcy trzymanych przez ludzi ptaków śpiewają­cych lub rybek; do końca życia nie opuści niewiele od siebie większej klatki, a podobna ilość psów nie pobie­gnie za swego życia dalej, niż sięga łańcuch.

Dręczy ich natomiast los kilkudziesięciu ułożonych sokołów, które codziennie, przez kilka godzin, mają możliwość swobodnego lotu i polowania. Można by to tłumaczyć faktem iż sokół, jak każdy inny ptak drapieżny, kojarzy się potocznie z wolnością, dzikością i pięknem natomiast np. kanarek.... nie jest dziś niczym szczególnym, że już nie wspomnę o psie. Jest to jednak tylko powierzchowne i nie zawsze właściwe spojrze­nie.

By ktoś jednak nie pozostał tylko z obrazem układania sokołów według "Animals", kilka zdań na ten te­mat z praktyki. Oczywiście, szczegółowy opis całego procesu nie miałby tu większego sensu, dlatego też ogra­niczę się do bardziej ogólnych, stosowanych w nim za­sad.

Zacząć należy od tego, iż układanie ptaków samo w sobie nie jest celem czy sensem sokolnictwa, a jedy­nie środkiem. W ciągu kilkunastu lat życia sokoła uży­wanego do polowania, podstawowy okres układania wynosi zaledwie 2-4 tygodnie.

W rzeczywistości, układanie ptaków polega na odpowiednim i umiejętnym kierowaniu ich naturalnymi instynktami i zachowaniem, w którym główną barierą jest początkowy, wrodzony strach i wrogość tych pta­ków w stosunku do człowieka. Podstawą dalszego układania jest przełamanie tego odruchu, po którym ptak, nie obawiając się obecności sokolnika, łatwiej przyj­muje dalszy proces. Mając odpowiednie doświadcze­nie nie trzeba uciekać się do wymienionych przez "animalsów" tortur. Następnym etapem jest wyrobienie u sokoła prostego przekonania, iż karmę dostanie od sokolnika zawsze, kiedy tylko do niego przyleci, co też - po wspomnianym pierwszym etapie robi bez więk­szych trudności. Najpierw wchodząc na rękawicę, po­tem wskakując z bliskiej odległości by po pewnym cza­sie przylatywać z kilkudziesięciu czy kilkuset metrów. Oczywiście, cały proces przebiega różnie, w zależno­ści od charakteru ptaka i w niektórych przypadkach po­szczególne czynności można łączyć, powtarzać dłuż­szy czas lub wręcz pominąć. Zawsze jednak robi się to powoli i stopniowo, poprzez wielokrotne powtarzanie niektórych czynności, które powoduje u ptaka trwałe skojarzenia. Unika się przy tym wszelkich "terapii szo­kowych", gdyż działają one wręcz odwrotnie. Jeśli pierwszy kontakt sokoła z nowym zjawiskiem, np. psem lub samochodem będzie dla niego nagły i niespodzie­wany, to przez długi czas na ich widok będzie uciekał, mając przykre skojarzenie.

Tradycyjnie podaje się cztery etapy układania pta­ków; wspomniałem o dwóch podstawowych - "ukróce­niu" i "uwabieniu".

Między nimi jest jeszcze "unoszenie", które najczę­ściej łączy się z pierwszym i polega na przyzwyczaje­niu ptaka do noszenia na rękawicy - oraz ostatni czyli owo nieszczęsne "napuszczanie". Jest to czynność obe­cnie rzadko stosowana. Zamiast niej sokoła trenuje się na tzw. wabidle lub bałwanku, które są imitacją ptaka lub królika. Oprócz tego, na pierwszych polowaniach stwarza się sokołowi jak najłatwiejsze okazje do ataku i złapania dzikiej zdobyczy. Jeżeli już w ogóle zacho­dzi potrzeba takiego napuszczenia, to używa się głów­nie wolierowych bażantów.

Autorzy z "Animals" prawdopodobnie celowo wybrali tylko etap pierwszy i ostatni, gdyż mimo praktycznego bezsensu takiego zestawienia - jeśli je "odpowiednio" opisać, robią największe wrażenie a o to przecież im chodzi.

Cały podstawowy proces układania doświadczony sokolnik może przeprowadzić w ciągu dwóch (do kilku) tygodni, po których sokół jest przygotowany do zu­pełnie swobodnych lotów i polowania.

Oczywiste jest i to, że zarówno podczas układania jak i polowania z sokołem wykorzystuje się jego uczu­cie głodu i naturalny instynkt zdobywania pokarmu będący podstawą aktywności każdego drapieżnika. Polega to głównie na tym, iż na trening lub polowanie wychodzi się zawsze z ptakiem głodnym tzn. nie karmionym jeszcze tego dnia, a porcje mięsa otrzymuje on stopniowo, po każdym przylocie do sokolnika lub złapaniu zdobyczy, aż do sytości. Dłuższe, 2-3 - dnio­we okresy głodu stosuje się bardzo rzadko, głównie w celu obniżenia zbyt wysokiej wagi ptaka, przy której nie jest on zainteresowany polowaniem. Takie kilku­dniowe głodówki przeżywają jednak również ptaki na wolności i jeśli znajdują się w dobrej kondycji, nie jest to dla nich niczym strasznym.

Nieco inaczej należy rozważyć sam cel układania ptaków, jakim jest polowanie z nimi na dziką zwierzynę, co też niektórzy nazywają "barbarzyństwem". Jest to określenie o tyle niedorzeczne, iż podobnie należałoby nazwać całą dziką przyrodę. To właśnie sokolnictwo jest przykładem najbardziej naturalnego i, modnie mówiąc, ekologicznego polowania, jakie od tysięcy lat nieprzerwanie trwa w naturze. Wypuszczający swojego sokoła człowiek staje się jedynie obserwatorem odwiecznej, naturalnej walki drapieżnika i jego ofiary, w której obie strony korzystają z ukształtowanych przez naturę przystosowań, zarówno do ataku jak i obrony. Ścigana zwierzyna od początku widzi goniącego ją drapieżnika i ma szansę wykorzystania swoich umiejętności - szybkiej ucieczki lub ukrycia. Natomiast fakt, że w przypadku złapania ofiary sokół zabija ją i rozszarpuje, nie jest ani barbarzyństwem ani, tym bar­dziej, wyłączną zasługą sokolników.

Taka jest natura sokoła zarówno ułożonego, jak i dzikiego, a podobnie dzieje się w przyrodzie i bez naszego udziału. Natomiast to, czy ktoś może na takie sceny patrzeć czy nie, jest sprawą nie tyle uczuć lub ich braku, ile kwestią zrozumienia charakteru zwierząt i zjawisk mających miejsce w otaczającej nas przyro­dzie. Jest ona tak samo piękna co rządząca się swoimi (nie ludzkimi) zasadami, które często są okrutne i bezwzględne.

Kto tego nie rozumie może oglądać filmy przyro­dnicze z serii "Przygody pszczółki Mai", lecz na przed­stawione tematy nie powinien zabierać głosu.

Opinie "fachowców"

Jak już wspomniałem, większą część opracowane­go przez Fundację "Animals" materiału stanowią opi­nie "znawców przedmiotu", głównie Komitetu Ochro­ny Przyrody PAN oraz w swoisty sposób towarzyszą­cego nam od początku jednego z profesorów, co też na jedno wychodzi. Niestrudzenie zwalcza on sokolników z zaangażowaniem godnym większej sprawy, wytacza­jąc na kilkudziesięciu ludzi armaty z każdego szczebla swojej kariery. Przy tym, szczególnym "upodobaniem" obdarzył on jednego z nestorów polskiego sokolnic-twa, który z kolei odpalając mu ze swego "garłacza" potęguje czasem tę utarczkę. Wróćmy jednak do opi­nii.

"Każdego roku w Polsce około 10 000 ptaków drapieżnych jest usuwanych z przyrody przez nie­legalne odstrzały i odłowy...". Jedno z nielicznych, bardzo bliskich prawdy stwierdzeń. Jednak Komitet ma chyba tyle rozsądku, iż nie kieruje tego do sokolników, którzy mogą zapytać: co Pan profesor i Komitet zrobili praktycznego aby temu zapobiec? Czy podobną woj­nę, jak sokolnikom, wydali oni tysiącom hodowców gołębi i nielegalnie działających preparatorów? Tylko na pozór nie mają oni z tym nic wspólnego, natomiast w rzeczywistości liczba i rozmiar działania sokolników wydaje się być przy nich fraszką. Czy Komitet lub Pan profesor próbowali kiedyś wytłumaczyć rolnikowi, któremu jastrząb zabił kurę, iż nie wolno mu skrzyw­dzić chronionego drapieżnika, bo jeszcze zapłaci karę? Polecam taką próbę, zwłaszcza w regionie kielecko-piotrkowskim; może ona być bardzo pouczająca nawet dla znawców przedmiotu.

Sokolnictwo "...nie przysparza łowiectwu dobrej opinii w oczach społeczeństwa."

Takie stwierdzenie chybione jest z kilku powodów. Po pierwsze tzw. opinia społeczna najczęściej nie ma pojęcia, że sokolnictwo w ogóle jest obecnie uprawia­ne, a tym bardziej na czym ono polega. Wystarczy sta­nąć z sokołem na ręku w jakimś ruchliwym miejscu aby przekonać się, iż przeciętny obywatel, jeżeli co­kolwiek wie na ten temat, to jedynie tyle, że używa się do tego sokoła, który jest drogi i ma kapturek na gło­wie. Widok sokolnika na pewno nie kojarzy mu się rów­nież z "klasycznym" myśliwym. Społeczeństwo ma również mierne pojęcie (jeśli w ogóle) o łowiectwie i myśliwych, których najczęściej kojarzy z osobą le­śniczego chodzącego po lesie z fajką, strzelbą na ramieniu i psem przy nodze, strzelającego - kiedy i do czego mu się podoba. O "dobrą opinię" łowiectwa dba­ją zupełnie inni ludzie i akurat sokolnictwo nie ma tu większego znaczenia. W ciągu kilkunastu lat uprawia­nia tej dziedziny miałem wiele okazji obserwować re­akcję ludzi na taki widok, jednak nie zauważyłem, aby ktoś poczuł się nim zgorszony, a wręcz przeciwnie. Na­tomiast poglądy niektórych osób z Komitetu czy nawet organizacji, to jeszcze nie opinia społeczna.

Komitet natomiast "...zwraca się do Ob. Ministra z wnioskiem o wydanie zakazu propagowania i uprawiania sokolnictwa w szkołach ...". Chodzi tu o czte­ry spośród 14 Techników Leśnych, w których prowa­dzi się raczej rehabilitację ptaków niż sokolnictwo.

O tym, że działalność taka może być właściwa, niech świadczy fakt, iż np. Technikum w Zagnańsku, współpracujące z Wojewódzkim Konserwatorem Przyrody i Strażą Ochrony Przyrody, w latach 1994 i 1995 otrzy­mało na nią zgodę właśnie z Departamentu Ochrony Przyrody MOŚZNiL. Czy Komitet oskarżający ostat­nio również niektóre ogrody zoologiczne o sprzyjanie sokolnikom, weźmie na "swoją listę" także Ministerstwo? Z drugiej strony, jeżeli uczeń szkoły leśnej, czy równie dobrze innej, może zgodnie z prawem wstąpić do PZŁ i polować z bronią palną, to dlaczego zabra­niać mu sokolnictwa jeśli spełnia ku temu warunki?

Na koniec jeszcze jeden, ważniejszy aspekt i zarzut wobec sokolnictwa, oburzający "znawców przedmio­tu", którzy we wspomnianej instrukcji układania wy­czytali "...jak należy wybierać pisklęta ptaków dra­pieżnych z gniazd, kiedy i w jaki sposób". Jest to bodaj sztandarowy choć już wyświechtany i nieaktual­ny, argument jednego z naukowców. Jeżeli rzeczywi­ście uważa się za znawcę przedmiotu, to powinien wie­dzieć następujące, podstawowe rzeczy:

  • jedynym gatunkiem o szerokich możliwościach łowieckich, a zatem i praktycznej przydatności w sokolnictwie jest u nas bardzo liczny jastrząb, który cały czas pozostaje podstawowym ptakiem łowczym. W latach osiemdziesiątych sokolnicy otrzymali kilka zezwoleń z ministerstwa na odłów 5-10 jastrzębi do celów sokolniczych;
  • oprócz tego gatunku można polować jedynie z orłem przednim lub sokołem wędrownym, lecz z oczywistych powodów żaden ptak z tych ani pozostałych gatunków nie został wybrany z gniazda do celów sokolniczych;
  • kilkanaście sokołów używanych do polowań to wy­łącznie ptaki pochodzące z hodowli zamkniętej, na co mają odpowiednie dokumenty;
  • żadnemu sokolnikowi nie zależy na ciągłym nabywa­niu nowych ptaków, gdyż ich układanie wymaga sporo pracy, natomiast prawdziwej wartości nabierają one dopiero po kilku latach.

Z tematem pochodzenia ptaków, używanych w sokolnictwie wiąże się też następny cytat: "... nie są zna­ne sposoby wolierowego rozrodu drapieżników lotnych. Dowodzą tego wieloletnie bezowocne stara­nia ogrodów zoologicznych (Instytut Zoologii Uniwersytetu Wrocławskiego)."

Stwierdzenie takie jest kolejnym przykładem wpro­wadzania w błąd opinii w celu osiągnięcia poparcia własnych poglądów, a dodatkowo podważa wiarygod­ność tak poważnej instytucji naukowej.

Od początku lat 90 realizowany jest Program Reintrodukcji Sokoła Wędrownego w Polsce, którego ce­lem jest odbudowa dzikiej populacji tego gatunku poprzez wypuszczanie młodych sokołów wyhodowanych w niewoli. Jest to program zatwierdzony i nadzorowa­ny przez Departament Ochrony Przyrody MOŚZNiL, w ramach którego w kilku miejscach kraju introdukowano dotychczas 60 sokołów (do 2003 r – prawie 200 szt.) wyhodowanych przez sokolników. Również z hodowli pochodzą wszystkie sokoły używane do polowań.

Wolierowa hodowla tych ptaków została opanowa­na do tego stopnia, iż np. w Niemczech zaspokaja w zupełności potrzeby o wiele większej liczby sokolników. Mając licencję można tam w pełni legalnie ku­pić sokoła, podobnie jak psa z rodowodem i za porównywalną cenę. Prawie każde czasopismo łowieckie z jesieni zawiera kilka ofert sprzedaży. Wszystkie po­wyższe fakty powinny być doskonale znane znawcom przedmiotu, a tym samym placówce naukowej, jeśli zajmuje się takim tematem. Dalszy komentarz jest tu chyba zbędny.

Aby zakończyć temat opracowania Fundacji "Animals", wspomnę tylko o jego końcowym fragmencie, gdzie autorzy oburzają się, iż minister sugerował, by sokolnictwa zakazać, a posłowie mimo to przeforso­wali jego legalność. No cóż, widać nie do wszystkich dociera fakt, iż czasy, kiedy minister, czyli rząd, suge­rował a posłowie byli od przytakiwania i oklasków - dawno minęły.

Nie taki diabeł straszny

Nowe prawo łowieckie ujmuje sokolnictwo jako legalny sposób polowania, wymagający jednak specjal­nego zezwolenia ministra OŚZNiL. Jest to zapis, za którym muszą nastąpić kolejne, szczegółowe przepisy określające zasady jego uprawiania, ustalone przez przedstawicieli Polskiego Związku Łowieckiego oraz MOŚZNiL. W ten sposób cała działalność sokolników może i powinna być nadzorowana; przez resort ochro­ny przyrody, w zakresie wydawania zezwoleń, zasad przetrzymywania i rejestracji ptaków łowczych, natomiast przez PZŁ - poprzez określenie odpowiednich zasad polowania. Unikniemy wtedy niepotrzebnych podejrzeń i niejasnych sytuacji. O tym, iż można pogodzić sokolnictwo z interesem ochrony przyrody i ło­wiectwa, mogą świadczyć przykłady wielu innych krajów, w których jest ono prawnie usankcjonowane,

Na zakończenie chciałbym jeszcze raz przytoczyć kilka podsumowujących faktów, które powinny być brane pod uwagę przy wszelkich dyskusjach na ten te­mat:

  • sokolnictwo jest elementem wielowiekowej tradycji i kultury łowieckiej, prawnie uznawanym przez wiele krajów oraz umowy międzynarodowe, 
  • sokolnictwo jest jednym z wielu funkcjonujących obecnie przykładów wykorzystania właściwości zwierząt dla potrzeb człowieka, oraz korzystania z odnawialnych zasobów przyrody,
  • łowy z sokołem to najbardziej naturalny sposób polowania, w którym człowiek staje się obserwatorem odwiecznej, trwającej w przyrodzie walki drapieżnikia i ofiary. Obie strony mają tu możliwość pełnego wykorzystania swych naturalnych przystosowań, za równo do ataku jak i obrony,
  • możliwość polowania jest konieczna dla utrzymania pełnej sprawności fizycznej i psychicznej ptaków drapieżnych, utrzymywanych w niewoli,
  • sokolnicy potrafią najlepiej utrzymać w niewoli w pe­łni sprawne i mogące się rozmnażać ptaki drapieżne,
  • układanie ptaków drapieżnych nie jest samo w sobie celem sokolnictwa, lecz krótkotrwałym środkiem, dzięki któremu wykonują one swe naturalne czynności bez obaw przed człowiekiem,
  • sokolnicy dążą do tego, aby do polowań używać wyłącznie ptaków pochodzących z hodowli zamknię­tej,
  • sokolnictwo, ze względu na czasochłonność i warun­ki utrzymania ptaków nie stanie się nigdy dziedziną masową,
  • mimo wielu oskarżeń, pomówień i negatywnych opinii, nikt do tej pory nie udokumentował szkodliwości czy negatywnych skutków uprawiania sokolnictwa.

Osobom, które będą zabierać głos na ten temat, po­lecam znaną zasadę, iż ten, kto widzi tylko czarne i białe, nigdy nie zobaczy wspaniałych barw tęczy. W znanych z demokracji i praktycznego podejścia do rzeczy Sta­nach Zjednoczonych popiera się sokolnictwo, chociaż­by z tego względu, iż jako wymagające częstego prze­bywania na świeżym powietrzu, bardzo dobrze wpły­wa na zdrowie. 


Paweł Wieland

Reintrodukcja sokoła wędrownego w gnieździe jastrzębia gołębiarza

W latach 50-tych naszego stulecia odnotowano znaczny spadek liczebności sokoła wędrownego. Ongiś gatunek ten występował na ziemiach polskich dość licznie, nigdzie jednak nie będąc gatunkiem bardzo licznym. Po załamaniu liczebności populacji, która była spodowana wprowadzieniem do użytku w rolnictwie DDT i innych herbicydów z grupy chlorowanych węglowodanów, sokoły wędrowne spotykane były jako osobniki przelotne, włącznie ze śródmieściami wielkich miast (Wrocław, Poznań, Warszawa). Z ostatniego półwiecza pewne są tylko dwa stwierdzienia lęgów i wyprowadzienia młodych. Pierwsze z nich pochodzi z Tatr, gdzie w 1980 r. w starym gnieździe kruka na świerku znaleziono lęg sokoła wędrownego. Drugie stwierdzenie pochodzi z północno-wschodniej Polski, gdzie w kolonii czapli siwej zagnieździły się sokoły, wyprowadzając 3 młode. Zagrożenie wyginięciem tego gatunku zdecydowało o utworzeniu programu odbudowy populacji sokoła wędrownrgo. Pierwsze próby hodowli i reintrodukcji przeprowadzili Amerykanie, a po nich Francuzi, Brytyjczycy i Niemcy. Sukcesy w tych krajach przyczyniły się do tego, że i u nas, od kilku lat prowadzi się akcję odbudowy populacji sokoła wędrownego. Spośród znanych metod reintrodukcji, w warunkach polskich, najlepiej jak na razie sprawdza się metoda sztucznego gniazda (hacking). Znacznie rzadziej stosowana jest metoda adopcji obcej w gnieździe innych gatunków ptaków drapieżnych, a adopcja własna, ze względu na brak gniazdujących, dzikich sokołów, nie jest przeprowadzana wogóle. Ostatnia reintrodukcja sokoła wędrownego metodą adopcji obcej (cross fostering) w gnieździe jastrzębia gołębiarza miała miejsce 18 maja 1994 r. na terenie Nadleśnictwa Włoszakowice w woj.leszczyńskim. Jako miejsce zasiedlenia wybrano stary drzewostan sosnowy sąsiadujący z młodnikami, w okolicy bogatej w gatunki awifauny. Jastrzębie gniazdo umieszczone było na sosnie na wysokości ok. 15 m , przy pniu. Z przeprowadzonej wcześniej obserwacji wynikało, że gniazdo to było zajmowane od conajmniej 2 lat. Oprócz warunków siedliskowych, innym czynnikiem decydującym o przydatności tego gniazda do reintrodukcji był wiek piskląt. Zarówno pisklęta jastrzębie jak i sokole były w podobnym wieku tj. ok. trzech tygodni. Młode sokoły pochodziły z prywatnej hodowli dr Gnthera Trommera z Lasocic. W miejsce 3 wybranych jastrzębi, do gniazda włożono 3 młode sokoły. Wybrane jastrzębie umieszczono w innych gniazdach swego gatunku, gdzie zostały bezproblemowo zaakceptowane.

Na przeciwko gniazda z sokołami, na sosnie, w odległości ok. 15 m umieszczono ambonę obserwacyjną, która posłużyła m.in. do zebrania materiału dokumentującego przeprowadzoną akcję. Nie opodal gniazda, ok. 50 m od niego, została zlokalizowana przyczepa campingowa, w której pełniono straż nad bezpieczeństwem młodych. Kontrola trwała do czasu usamodzielnienia się młodych, co nastąpiło w 3 tygodnie od włożenia ich do gniazda. Akcję można by uznać w pełni za udaną, gdyby nie fakt wypadnięcia 1 młodego sokoła w 2 dni po umieszczeniu ich w gnieździe. Młody, który wypadł, stał się prawdopodobnie ofiarą lisa. Pozostałe 2 ptaki z dnia na dzień rosły, wychowywane przykładnie przez nowych rodziców. Sokoły karmione były głównie gołębiami domowymi. Ponadto na liście ofiar znalazły się gatunki z rodziny drozdów, szpaki i mniejsze ptaki śpiewające. Już po wylocie młodych z gniazda obserwowano, jak samica przyniosła turkawkę. W okresie wychowu na gnieździe pojawiała się wyłącznie samica, która odbierała upolowaną zdobycz od samca w pobliżu gniazda. Podczas obserwacji z ambony, tylko raz zanotowano wizytę samca na gnieździe. Zachowanie przybranych rodziców i ich podział ról jest charakterystyczne dla większości gatunków ptaków drapieżnych.

Młode przebywały w gnieździe ok. 2,5 tygodnia. Po uzyskaniu zdolności do lotu coraz bardziej oddalały się od gniazda. Nieprzeszkadzało to jednak rodzicom, które to odnajdywały przybrane potomstwo po głosie. Całkowite usamodzielnienie się młodych miało miejsce po dalszych 2 tygodniach. Z czasem sokoły zaczęły same zdobywać pokarm. W końcowym etapie, dość częstym widokiem były podniebne loty sokołów, zaprawiających się do trudnego życia na wolności. Ostatnie obserwacje reintrodukowanych ptaków pochodzą z lipca. 

Stosowanie tej metody, która jak się wydaje zdała egzamin w polskich warunkach, wydaje się być konieczne, jeżeli ma zostać odbudowana nadrzewna populacja sokoła wędrownego.


Grupa Robocza d/s Spraw Sokolnictwa i Ochrony Ptaków Drapieżnyh C I C

Wskazówki w zakresie egzaminowania sokolników

Celem istnienia egzaminów dla sokolników jest upewnienie się, że posiadają oni niezbędną specjalistyczną wiedzę w zakresie sokolnictwa i przetrzymywania ptaków drapieżnych. W ten sposób można również upewnić się, że nie będą oni nieświadomie łamać praw swojego kraju oraz moralnych obowiązków wobec zdobyczy i ptaków łowczych. Ponadto od sokolników oczekuje się wiedzy na temat zagrożonych ptaków drapieżnych i starań w zakresie ich ochrony.

Dostateczna wiedza w poniższych specjalistycznych dziedzinach jest niezbędna.

I. Prawo w zakresie sokolnictwa i posiadania ptaków drapeżnych

  1. Prawna sytuacja sokolnictwa
  2. Jak pozyskiwać ptaki drapieżne do sokolnictwa
  3. Utrzymanie ptaków drapieżnych
  4. Układanie ptaków łowczych
  5. Polowanie
  6. Odnajdywanie ptaków łowczych 
  7. Odnajdywanie ptaków drapieżnych które nie mogą latać 
  8. Wypuszczanie ptaków drapieżnych 

II. Prawna ochrona w zakresie ochrony ptaków drapieżnych

III. Specjalistyczna wiedza o ptakach drapieżnych 

  1. Ogólne cechy różnych rodzin ptaków drapieżnych 
  2. Cechy szczególne, rozmieszczenie, biotopy, pokarm, rozmnażanie się i zagrożenia poszczególnych gatunków ptaków drapieżnych.

IV. Ochrona ptaków drapieżnych 

  1. Przyczyny zmniejszania się liczebności populacji ptaków drapieżnych. 
  2. Możliwe przedsięwzięcia w celu ochrony zagrożonych gatunków ptaków drapieżnych.

V. Wymogi w zakresie utrzymywania ptaków drapieżnych i polowania 

  1. Czas i urządzenia niezbędne do utrzymywania ptaków drapieżnych. 
  2. Wstęp na tereny łowieckie w celu układania i polowania.

VI. Pozyskiwanie ptaków drapieżnych 

  1. Chwytanie i wybieranie z gniazd pod KONTROLĄ PRAWA
    1. Gniazdowniki .
    2. Gałężniki.
    3. Dziczki.
  2. Hodowla. 

VII. Odchowywanie piskląt 

VIII. Prawidłowe utrzymywanie ptaków drapieżnych

  1. Zasady ogólne. 
  2. Utrzymywanie ptaków drapieżnych na sposób sokolniczy.
    1. Akcesoria. 
    2. Ptak na bloku lub berle. 
    3. Ptak na tramwaju. 
    4. Ptak na siedzisku bramkowym.
    5. Ptak na siedzisku okrągłym. 
    6. Ptak w wolierze. 
  3. Produkcja i zasady używania akcesoriów sokolniczych.

 IX. Ogólna wiedza na temat pierzenia 

 X. Właściwa kondycja łowcza ptaka łowczego 

 XI Gatunki ptaków drapieżnych używanych do sokolnictwa

  1. Ptaki wysokiego lotu. 
  2. Ptaki niskiego lotu. 

 XII. Układanie ptaków drapieżnych 

  1. Wyposażenie sokolnika.
  2. Ogólna wiedza o układaniu.
    1.  Właściwa kondycja. 
    2. Ukrócenie i uwabienie. 
    3. Kapturzenie. 
    4. Przychodzenie do ręki. 
    5. Praca z wabidłem. 
    6. Układanie na bałwanka.
  3. Układanie ptaków niskiego lotu. 
  4. Układanie ptaków wysokiego lotu.
    1. Polujących z ręki. 
    2. Polujących z krążenia.

XIII. Łowy 

  1. Polowanie z ptakami niskiego lotu. 
  2. Polowanie z ptakami wysokiego lotu.
    1.  Z ręki. 
    2. Z krążenia.

XIV. Pomocnicy sokoła 

  1.  Pies myśliwski.
    1. Układanie i utrzymanie psów myśliwskich do polowania z ptakami łowczymi. 
    2. Legawy. 
    3. Płochacz.
  2.  Tchórzofretka.
    1. Utrzymanie i wykorzystanie fretki do łowów.

 XV. Zdobycz 

  1. Najważniejsze gatunki zdobyczy w sokolnictwie.
    1.  Zając. 
    2. Królik. 
    3. Lis. 
    4. Bażant. 
    5. Kuropatwa. 
    6. Kaczki. 
    7. Krukowate.  
  2. Ochrona zwierzyny.

XVI. Gubienie ptaków 

  1. Jak zmniejszyć niebezbieczeństwo utraty ptaka łowczego. 
  2. Jak odnaleźć zgubionego ptaka łowczego.

XVII. Choroby ptaków łowczych 

  1. Ogólny wygląd zdrowego i chorego ptaka drapieżnego. 
  2. Płaszcz piór. 
  3. Choroby skóry. 
  4. Choroby pokarmowe. 
  5. Choroby wnętrza dzioba i jamy nosowej. 
  6. Choroby wola żołądka i jelit. 
  7. Choroby układu oddechowego. 
  8. Choroby epileptyczne, paraliże nóg i skrzydeł. 
  9. Złamania kości. 
  10. Przypadki zatrucia. 
  11. Niedobory witaminowe. 
  12. Ordynowanie leków. 
  13. Postępowanie z osłabionymi ptakami drapieżnymi.  

XVIII. Język sokolniczy 

XIX. Rys historyczny sokolnictwa


Grupa Robocza d/s Spraw Sokolnictwa i Ochrony Ptaków Drapieżnyh C I C

Zalecenia w zakresie prawidłowego  utrzymywania ptaków drapieżnych

Przedstawiamy ogólne zalecenia opracowane przez grupę roboczą CIC do spraw sokolnictwa mogące posłużyć za podstawę do opracowania w przyszłości przepisów z zakresu przetrzymywania ptaków łowczych.

I. Zasady ogólne

Osoba utrzymująca ptaki drapieżne musi umieścić je w warunkach odpowiadających ich potrzebom oraz zapewnić im właściwy pokarm.

Ptaki drapieżne przetrzymywane w niewoli muszą mieć możliwość schronienia się przed czynnikami pogodowymi, takimi jak deszcz, wiatr czy palące słońce poprzez przemieszczenie się w odpowiednie miejsce.

Ptaki drapieżne winny mieć stały dostęp do świeżej wody do picia i kąpieli. 

Zepsute resztki jedzenia, kości lub zdobyczy nie mogą pozostawać w miejscu, gdzie trzyma się ptaki drapieżne. Miejsce to powinno być regularnie sprzątane.

Miejsca w których ptaki drapieżne są trzymane muszą być zaopatrzone w odpowiednie pokrycie (np. naturalny korek lub tzw. sztuczna trawa) aby uniknąć odcisków na nogach ptaków.

II. Prawidłowe utrzymywanie ptaków drapieżnych w sokolnictwie

Ptaki drapieżne muszą latać regularnie i w miarę możliwości powinny polować poza okresem pierzenia. W ten sposób mają one ruch niezbędny dla ich zdrowia. Ponadto dzięki temu istnieje więź między ptakiem a sokolnikiem, która służy zdrowiu ptaka. Dlatego też ptaki łowcze nie potrzebują tak dużo przestrzeni dla ruchu w miejscu, gdzie są trzymane, inaczej niż ptaki przetrzymywane dla innych celów. Można zalecić trzymanie ptaków łowczych na dłużcu.

Dzięki powyższemu sposobowi ptaki pozostają ukrócone i nie dziczeją, co jest normalne u ptaków trzymanych w wolierach.

Ptak na dłużcu powinień mieć prawidłowo założone pęta i dzwonki.

II.1. Akcesoria (pęta i dzwonki) 

Ptaki drapieżne muszą być zaopatrzone w pęta wykonane z licowanej lecz wytrzymałej i naoliwionej skóry lub z innego odpowiedniego materiału. Do pęt winna być przymocowana tabliczka adresowa. Końce pęt winny być połączone werblikiem. Przez werblik należy przeciągnąć dłużec. Dłużec powinien być wykonany z dobrze naoliwionego skórzanego rzemienia lub linki nylonowej zakończonej węzłem. Ptak uwiązany jest dłużcem (1,2-1,5m) przy użyciu specjalnego węzła, który nie może się sam rozwiązać, w taki sposób aby ptak nie mógł się zaplątać zrywając się. Dzwoneczki są przyczepione do nóg lub do środkowej sterówki. W ten sposób ptak jest prawidłowo uzbrojony.

II.2. Ptaki na bloku lub berle 

Sokoły i orły przywiązywane są najczęściej do siedziska typu blok; jastrzębie i krogulce do siedziska typu berło. Są one zaopatrzone w kółko i dłużec w taki sposób, by ptaki nie mogły się zaplątać. Jeśli ptaki drapieżne trzyma się na takich siedziskach przez dłuższy czas to powinny mieć one możliwość schronienia się przed czynnikami pogodowymi w budce z odpowiednim siedziskiem. Ponadto musi być zapewniony basen kąpielowy.

II.3. Ptaki na tramwaju 

Taka konstrukcja jest bardzo przydatna do trzymania ptaków łowczych. Lina prowadzi od zadaszenia chroniącego ptaka przed wpływami pogody do trawnika z odpowiednim systemem siedzisk. Lina - wykonana ze stalowego kabla, który może być pokryty plastikiem - powinna być zamocowana nie wyżej niż 20 cm. ponad nisko przyciętym trawnikem. Wzdłuż liny porusza się kółko. Dłużec przymocowany jest do kółka. Zaleca się przymocowanie dodatkowego werblika między kółkiem a dłużcem.

Cała konstrukcja nie powinna być zbyt krótka i w żadnym wypadku zbyt długa, aby ptak nie mógł osiągać nadmiernej prędkości i nie przyczyniał sobie szkody. Zwykle długość lotu wynosi 5 do 10 m. Na końcu tramwaj powinien posiadać urządzenie hamujące, takie aby ptak wytracał prędkość w sposób delikatny.

II.4. Ptaki na siedzisku bramkowym 

Trzymanie na siedzisku bramkowym jest normalne dla krótkotrwałego umieszcania ptaków łowczych (np. w czasie zimnych zimowych nocy lub na spotkaniach sokolniczych). Sokolnik winien się upewnić, że odległość pomiędzy poszczególnymi ptakami jest dostatecznie duża, aby ptaki nie mogły się nawzajem uszkodzić lub nawet zabić.

Ekran zamocowany na siedzisku pozwala się ptakowi podnieść, po tym jak z niego zeskoczy. Ponadto ekran zabezpiecza przed tym, by ptak nie podniósł się z drugiej strony siedziska i zaplątał pęta.

Podczas uwiązywania ptaka na siedzisku bramkowym należy przełożyć dłużec przez swobodny koniec werblika i przymocować go do siedziska przy pomocy podwójnego specjalnego węzła.

Dla jastrzębi można użyć przedłużacza pęt - skórzanego kawałka o długości ok. 15 cm. z podłużnymi nacięciami na obu końcach - który umieszczany jest pomiędzy pętami a siedziskiem przy pomocy drugiego werblika.

Ponieważ ptaki łowcze można trzymać na siedzisku bramkowym tylko przez krótki czas, przedłużacz pęt dający jastrzębiowi więcej przestrzeni ruchowej, używany jest rzadko.

II.5. Ptaki na siedzisku okrągłym 

Ptaki łowcze mające tendencje do lelkowania nie mogą być trzymane na siedzisku bramkowym, gdyż mogą sobie na nim uszkodzić ogon. W takim przypadku doskonałą pomocą jest siedzisko okrągłe, wynalezione przez Renz'a Waller'a. Na siedzisku okrągłym ptak ma więcej przestrzeni ruchowej niż na siedzisku bramkowym. Trzymanie ptaków łowczych na siedzisku okrągłym również wykorzystywane jest tylko do czasowego ich przetrzymywania.

Kiedy ptak siedzi na siedzisku okrągłym werblik, który jest przymocowany do pęt ptaka, umocowany jest do kółka pośrodku dysku siedziska przy użyciu ogranicznika. Ogranicznik jest krótką, cieńką linką nylonową do której końców przyłączone są werblik i karabińczyk. Ogranicznik nie może być zbyt długi, aby ptak mógł łatwo wskoczyć na koło siedziska po tym jak zeskoczył. Do tago celu służy również materiał naciągnięty poniżej koła siedziska. Dysk siedziska należy regularnie oczyszczać z odchodów.

II.6. Ptaki w wolierze 

Poza sezonem łowieckim oraz w czasie pierzenia ptaki łowcze można również trzymać w wolierach. Wielkość woliery zależy również od potrzeby ruchu danego gatunku ptaka, dla którego woliera jest przeznaczona. Woliery te nazywane są również wolierami pierzeniowymi i powinny mieć następujące wymiary:

  • dla małych ptaków i krogulców 3 x 3 m, wysokość 2 m, 
  • dla dużych ptaków i jastrzębi 4 x 3 m, wysokość 2-3 m,
  • dla orłów 6 x 4 m, wysokość 3 m.

Zwykle używa się drewnianej obudowy. Ściana tylna i ściany boczne powinny być całkowicie zamknięte i gładkie. Z reguły ściana frontowa zrobiona jest z 4-5 cm. szerokości żerdek umocowanych pionowo z przerwami 3-4 cm. Wewnętrzna strona żerdek powinna być gładka (heblowana). Użyteczne okazały się również woliery z pionowymi okrągłymi pretami metalowymi rozmieszczonymi co 6 cm, a ścianami bocznymi i tylną wykonanymi z cegły lub kamieni. Jedna trzecia dachu winna być wykonana z nieprzezroczystego materiału, zaś dwie trzecie z materiału przezroczystego (np.siatki).

Wejście do woliery powinno posiadać przedsionek dla uniknięcia ucieczek przy wchodzeniu. Środek woliery powinien być wolny aby umożliwić ptakom niezagrożone loty. Siedziska i gniazdo powinny być przymocowane do ścian. Podłoże powinno być naturalne, pokryte żwirem lub piaskiem. Woliera musi zawierać basen kąpielowy regularnie wypełniany wodą. Z woliery należy uprzątać odchody, resztki mięsa i wypluwki oraz powinna być dezynfekowana w celu uniknięcia rozwoju bakterii, grzybów, pasożytów i wirusów.

III. Przetrzymywanie ptaków drapieżnych do hodowli 

Potwierdzeniem idealnego utrzymania ptaków drapieżnych jest ich rozmnożenie w niewoli. Niezbędny dobry stan zdrowia nie zależy od możliwości swobodnego latania. Ważniejsze jest danie ptakom poczucia bezbieczeństwa w ich sztucznej przestrzeni życiowej. Dla skutecznego rozmnażania nie jest konieczna duża woliera, lecz ochrona przed szkodliwymi wpływami otoczenia.  Osiągamy to gdy woliera jest zakryta ze wszystkich czterech stron. Jeśli zbudowana jest w spokojnym otczeniu, jedna strona może być wykonana z 4-5-centymetrowej szerokości pionowych żerdek umocowanych w odległości 3-4 cm a nawet z metalowej siatki jeśli ptaki są wyjątkowo spokojne.

Następujące wymiary winny być uważane za minimum dla wolier hodowlanych:

  • dla małych ptaków i krogulców 3 x 2m, wysokość 2,0 m, 
  • dla dużych ptaków i jastrzębi   4 x 3 m, wysokość 2,5 m, 
  • dla orłów 8 x 6 m, wysokość 4,0 m.

Ponieważ wpływ światła jest bardzo ważny dla rozmnażania, co najmniej dwie trzecie dachu powinno być wykonane z przezroczystego materiału. Do tego celu przydatna jest pokryta plastikiem metalowa siatka. Pozostała część dachu powinna być nieprzezroczysta i chronić gniazdo przed bezpośrednim światłem słonecznym. Otwory wentylacyjne powinny chronić przed zbieraniem się gorącego powietrza pod dachem.

Dla ptaków zwykle gnieżdżących się na skałach jako półki gniazdowe używa się 10-20 centymetrowej wysokości drewnianą skrzynkę, wypełnionej do połowy grubym piaskiem lub mieszanką piasku i żwiru. Dla ptaków gnieżdżących się na drzewach powinno się zbudować sztuczne gniazdo z konarów i gałęzi będące imitacją prawdziwego gniazda. Ptakom budującym w przyrodzie gniazda samodzielnie należy dodatkowo zaoferować na ziemi materiał do budowy gniazda, np.zielone gałązki i kawałki konarów. Siedziska w pobliżu gniazda powinny być zamocowane w ten sposób, aby partner wysiadującego ptaka mógł zajrzeć do gniazda.

Ponadto, otwory w dzwiach powinny umożliwiać wgląd do woliery, zaś blokowane pułapki zabieranie jaj lub młodych w czasie gdy dorosłe ptaki jedzą.

Woliera musi zawierać basen kąpielowy regularnie wypełniany świeżą wodą.

Periodyczne oczyszczanie i dezynfekcja wolier hodowlanych poza sezonem rozmnażania są niezbędne do skutecznego rozmnażania i zdrowia ptaków.

IV. Trzymanie ptaków drapieżnych dla pokazów publicznych

Chociaż publiczne pokazywanie ptaków drapieżnych jest dyskusyjne, może ono być użyteczne w specjalnych przypadkach. Nie można zaprzeczyć, że ogrody zoologiczne, ptasie parki, dobrze prowadzone sokolarnie lub centra obserwacji ptaków są przydatne dla zrozumienia przyrody i edukacji w zakresie idei ochrony przyrody. Niezbędne jest jednak stworzenie odpowiednich zaleceń w tym zakresie, ponieważ niekiedy komercyjnie prowadzone projekty często nie znają nawet zasad prawidłowego trzymania ptaków drapieżnych.

IV.1. Potrzeby higieny weterynaryjnej 

Ptaki drapieżne muszą być trzymane w taki sposób, aby jak najrzadziej wchodziły w kontakt ze swoimi odchodami. Jeśli kilka ptaków trzymanych jest razem, gniazda i siedziska muszą być zainstalowane w taki sposób, aby ptaki nie brudziły się nawzajem. Odchody powinny być badane na obecność pasożytów wewnętrznych przynajmniej raz w roku. W razie niewytłumaczalnej śmierci należy przeprowadzić szczegółowe badania weterynaryjne w celu wczesnego wykrycia epidemii.

Niezbędna jest dostateczna ilość pomieszczeń, aby możliwe było odseparowanie chorych ptaków od innych. Wyposażenie i ściany wolier powinno być zaprojektowane w taki sposób by utrudnione było zasiedlenie się w nich bakterii, wirusów, grzybów i pasożytów.

Woliery należy czyścić z resztek jedzenia, wypluwek i odchodów oraz dezynfekować.

IV.4. Wymogi ogólne 

Niezależnie od wybranej metody utrzymania, ptaki drapieżne muszą mieć możliwość schronienia się przed czynnikami pogodowymi, takimi jak deszcz, wiatr, palące słońce. W czasie wyjątkowych letnich upałów musi być dostępna odpowiednia wentylacja, w wyjątkowo niskich temperaturach zimą niezbędne jest również schronienie przed przeciągiem. Ptaki drapieżne muszą mieć zawsze dostęp do świeżej wody do picia i kąpieli.

Odpowiednie słoneczne miejsce musi być dostępne do kąpieli słonecznych i wentylacji piór.  

Ptaki muszą mieć możliwość kapieli piaskowych.

IV.5. Informacja dla publiczności 

Zwiedzający oglądający ptaki powinni być dostatecznie poinformowani o gatunkach i sposobie życia poszczególnych ptaków drapieżnych, ich funkcji w środowisku przyrodniczym i konieczności ich ochrony. Należy odrzucić obiekty wystawiennicze nie spełniające powyższych warunków i służące tylko celom komercyjnym.


Grzegorz Dzik

Karnal

Pod koniec lat 70-tych, kiedy istniała już ograniczona wymiana informacyjna i handlowa, próbowałem sprowadzić z zagranicy kilka podstawowych akcesoriów sokolniczych. Pierwszy otrzymany katalog wprawił mnie w osłupienie nietylko z powodu niedostępnych cen, ale i oszałamiającego bogactwa oferty. Zrozumiałem wtedy w mgnieniu oka wyższość gospodarki rynkowej nad planową, rzekomo skierowaną na "zaspokojenie potrzeb".

Najbardziej zafascynowały mnie kaptury - niezbędny i efektowny element sokolniczego wyposażenia. Założony na głowę ptaka drapieżnego kaptur służy do izolowania go od niespodziewanych bodźców zewnętrznych (nieznanych zwierząt lub przedmiotów), które mogą go spłoszyć, co zawsze źle wpływana na jego zachowanie. Kaptura używa się głównie w czasie transportowania ptaka.

W europejskiej kulturze chrześcijańskiej najwcześniejsze informacje o tych akcesoriach pochodzą z dzieła "De arte venandi cum avibus", autorstwa cesarza II Hohenstaufa, który napisał je roku 1247 (kopia dzieła pochodzi z roku 1318). To bogato ilustrowane dzieło prezentuje kaptury w kształcie woreczka, zawiązanego jednym długim rzemykiem. Jest to kaptur tzw. "arabski" w swej pierwotnej formie. W ogóle całe dzieło cesarza Fryderyka inspirowane jest kontaktami z cywilizacją arabską, przeżywającą wówczas swój rozkwit.

Dzisiaj spotykamy wielką różnorodność kapturów sokolniczych, ale wszystkie one są modyfikacjami trzech podstawowych typów.  

Indyjski - najprostszy, łatwy w wykonaniu, krojony z jednego kawałka skóry, szyty na krótkim odcinku dowolnym ściegiem licem na zewnątrz. Kaptur ten wyjątkowo pasuje do urody i charakteru jastrzębia, nadając mu bojowy wygląd. Z tego kroju wywodzą się kaptury dla orłów. Kaptur indyjski jest również dobrym kapturem dla sokołów, jednak nie należy używać go do ptaków źle unoszonych i pobudliwych, ponieważ łatwo daje się on zdjąć.

Arabski - podobnie jak poprzedni, krojony z jednego kawałka skóry, lecz bardziej skomplikowany, o dłuższych szwach, które muszą być wykonane zwartym ściegiem. Kaptur ten po uszyciu wywijany jest na "lewą" stronę, tzn. licem do wewnątrz a mizdrą na wierzch. Jest to doskonały kaptur "roboczy"; może być używany w każdej fazie układania i pracy z różnymi ptakami. Jest on wprawdzie mało elegancki, ale wykonany starannie w wersji syryjsko-holenderskiej lub ze skór sklejanych, może być kapturem galowym.  

Holenderski - wybitnie galowy. Krojony jest z trzech części i przeważnie dwóch kolorów skóry. Ten typ przeznaczony jest głównie dla sokołów. Kaptur o tym kroju znany był już w XIV wieku. Do dzisiaj zachował się jeden, bogato złocony, z herbami rodziny Sforza, należący kiedyś do Marii Bianki. Eksponowany jest w Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu.

Nazwę "holenderski" zawdzięcza ten typ kaptura umieszczeniu go w pięknie ilustrowanym "Traktacie o sokolnictwie" (lata 1844 - 1853), wydanym pod patronatem Wilhelma II Orańskiego (1792 -1849), króla Niderlandów, fundatora Royal Loo Hawking Club. 
Autorem traktatu był m.in. prof. Schlegel (nienominowany, stąd obecnie często używana jest handlowa nazwa kaptura "Schlegel". Najciekawszym jest jednak to, że wszystkie obecnie szyte kaptury tego typu są na dole obcinane na równo (A) czyli w pierwotnej formie z przed "Traktatu". Oryginalny "Schlegel" ma dolną część barwnego panelu zaokrągloną (B) , ukształtowaną na wygodne objęcie żuchwy sokoła. Odstąpienie od wyrafinowanego kształtu jest kompromisem ułatwiającym obszycie dolnej krawędzi kaptura.

Kształt kaptura wynika z jego kroju. U góry umieszcza się element dekoracyjny: chwościk, pióropusz lub węzełek. Tych dekoracyjnych zakończeń jest bardzo wiele i wykonywane są z różnorodnych materiałów: wełny, koralików, rogu, drewna i oczywiście skóry. Nie ma typowego zakończenia poszczególnych fasonów. Obecnie często stosowany jest znany wszystkim rymarzom i kaletnikom węzeł turecki, zwany też tureckim piórkiem. Do łatwiejszego trzymania kaptura przy zakładaniu stosuje się dwa takie węzły, jeden  pod drugim, albo pod jeden węzeł dodaje się walcowatykoral z drewna lub rogu.

Do wszystkich zakończeń, zwłaszcza przy kapturach galowych, w charakterze elementu dekoracyjnego używane są pióra ptaków. Dobrze dobrany pióropusz jest zawsze bardzo efektowny.

Obyczaj dekorowania kapturów piórami ułowek jest naturalnym odruchem myśliwskim, spotykanym zresztą nie tylko  u sokolników. Ileż to razy myśliwi strzelający do "pióra" wtykają za wstążki kapeluszy wyrwane piórka ustrzelonej zdobyczy? Tak było i przed wiekami.

Na dworze francuskim w czasach Ludwika XIII uprawianie sokolnictwa dodawało prestiżu, ponieważ sam monarcha był zapalonym sokolnikiem. Prestiż wymagał przepychu. Dekorowano więc galowe kaptury m.in. obfitymi pióropuszami układanymi z piór różnych ptaków, nawet egzotycznych, zaś szczytem przepychu były pióropusze z czaplich rajerów. Czapla bowiem była najtrudniejszym, a więc i najcenniejszym trofeum sokolniczym. Tylko wyjątkowo dobrze ułożone i silne sokoły były w stanie pokonać czaple. Jak podpowiada nam doświadczenie życiowe, dobrzy sokolnicy - praktycy, uganiający się po błotach za czaplami, wtykali po dwa piórka w swoje skromne, robocze kaptury, zaś dworscy wyjadacze, nie ugoniwszy zapewne żadnej czapli, paradowali po pałacowych ogrodach z sokołami w kapturach z pękami czaplich piór. Rozpisuję się o tym, bo mało kto wie, że polskie przysłowie o strojeniu się w cudze piórka ma właśnie ten francusko - sokolniczy rodowód. Wśród polskich sokolników obserwuję narodziny obyczaju odwrotnego, dekorowania kapturów piórami ułowek ugonionych przez ptaka, który ten kaptur nosi.

Opisując wyżej kaptur arabski wspomniałem o elegancji, a do tego, że dobrego, eleganckiego kaptura nie wykona za pierwszym razem nawet bardzo doświadczony rymarz czy kaletnik, nie mówiąc już o sokolnikach, nie parających się przecież szyciem skór.Wykonanie kaptura jest, wbrew pozorom, trudne; wymaga znajomości anatomii ptaków drapieżnych, no i oczywiście zręczności np. opanowanie ukrytego ściegu. Wielu sokolników chciałoby wykonać dla swych ptaków kaptury własnoręcznie. Porywają się przy tym często od razu na holenderski kaptur galowy, z barwnych skór, najchętniej ze złoceniami. Efekty bywają opłakane. Tymczasem wykonanie kaptura wymaga nie lada precyzji. Jakiej - o tym świadczy okoliczność następująca: zamawiając kaptur u doświadczonego wykonawcy, należy podać gatunek, płeć i wagę ptaka, na którego pasować ma zamówiony kaptur. Z własnej praktyki wiem, że dopiero 8 - 10 kaptur może być dobry i przyzwoicie wyglądać.

Klasycznie elegancki kaptur holenderski powinien mieć element środkowy wykonany z jasnego juchtu, zaś boczne panele powinny mieć kolor zielony, niebieski albo czerwony, w odcieniach niezbyt jaskrawych, w ciemniejszych (np. zieleń - butelkowy, czerwień - wiśnia). Nieistniejąca już angielska firma "Ben Long - FALCONRY ORYGINALS" specjalizująca się w akcesoriach sokolniczych po raz pierwszy zaprezentowała przed kilku laty niezwykle eleganckie kaptury z bocznymi panelami ze skóry wężowej.

Jak zwykle oryginalnym gustem odznaczają się amerykanie, którzy cenią kaptury z barwami flag państwowych, np. niebieskie panele z białą gwiazdą. Osobiście nie przepadam za taką ornamentyką, która nazbyt kojarzy mi się z zawodami sportowymi, jednakże nie można zaprzeczyć, iż obyczaj ten nawiązuje do wytłaczanych czy hawtowanych niegdyś na kapturach herbów. Do herbów nawiązują też spotykane współcześnie w Europie inicjały. Inną amerykańską ciekawostką jest obyczaj ozdabiania bocznych paneli wizerunkami malowanych sokołów. Kaptur taki kosztuje 150 - 190 $, wykonawcami są amerykanie p.p. Raul Arajona lub Francisko Rojas, sprowadzony z Angli wykonany przez Bena Longa (teraz wytwarza tylko kaptury), malowany przez znaną angielską malarkę przyrody p.Elizabeth Holstead 250$.

W Europie szlachetnie konserwatywny (bez malunków) najdroższy kaptur Bena Longa z panelami z wężowej skóry "Lady Jane" kosztuje 60 £, najtańszy wężowy arabski "Erin" - 25 £. Najliczniejszą klientelę ma p.Giancarlo Pirrotta z Rzymu. Produkuje on niezwykle barwną galanterię sokolniczą dla krajów arabskich, Francji no i oczywiście Niemiec. Najdroższy jego "Schlegel" kosztuje 300 DM, najtańszy klasyczny arabski 70 DM, indyjski 60 DM. W Czechach dobre kaptury w cenie 300 Kćś wytwarza Jan Kundera z Brna i sporadycznie (dla przyjaciół) p. Straka.  

W Polsce nabywców na kaptury jest niewielu, miewam jedno - dwa zamówienia w roku i co ciekawe w Polsce, jak i gdzie indziej kaptury bywają zamawiane przez kolekcjonerów akcesorii łowieckich np. na półkę do biblioteki.

Wspomniałem powyżej o klienteli i produkcji - nie tylko w Polsce są to liczby niewielkie, np. Jan Kundera sprzedaje rocznie około 15 kapturów, z czego większość dla sokolników niemieckich. Wynika to z faktu, że wielu sokolników szyje kaptury samodzielnie. Czytelników dziwić mogą wysokie ceny kapturów, to z kolei wynika z pracochłonności przy ich wykonaniu. Najprostszy kaptur indyjski można wykonać w 2-3 godziny, arabski to już 5 godzin a holenderski 2 dni.

Na zakończenie chciałbym wspomnieć o sposobach wiązania (zaciskania) kapturów. Jest ich kilka, a od niedawna pojawiają się kaptury zamykane "krokdylkiem" lub sprężynowymi drucikami. Sam nawet opracowałem krój kaptura usztywniony stalowym drucikiem. Nie są to rozwiązania często spotykane i niewielu znajdują zwolenników. Klasycznym i powszechnie stosowanym jest tzw. wiązanie na "płask" (ryc. górna).

Kaptury sokolnicze przechowuje się zawieszone na ścianie za paseczki wiązania z tyłu (nigdy z przodu za kantarek), z tym, że indyjskie i arabskie zaciśnięte a holenderski rozchylony lub nasadzone na pionowe, lekko wypukłe kołeczki, podstawki średnicy 35mm, podobnie jak kapelusze na wystawie.


Günther Trommer

Choroby ptaków drapieżnych

 I. ZDROWY I CHORY PTAK DRAPIEŻNY

Sokolnik i miłośnik ptaków drapieżnych musi bardzo często kontrolować stan zdrowia swojego ptaka łowczego lub ptaków hodowlanych. Zdarzyć się też może, ze znajdujemy lub dostajemy dzikiego drapieżnika, który na skutek choroby nieradzi sobie w naturze. Stajemy wówczas przed problemem jak najszybciej pomóc takiemu zwierzęciu - najczęściej bowiem nie mamy możliwości szybkiej konsultacji z doświadczonym lekarzem weterynarii.

Tak więc obowiązkiem każdego sokolnika jest znajomość podstawowych problemów związanych z chorobami ptaków oraz metod niesienia im pomocy. Chodzi tu głównie o rozpoznanie podstawowych jednostek chorobowych oraz metod udzielania ptakom pierwszej pomocy. Wszystkie ciężkie przypadki oraz stosowanie właściwych leków zawsze musi być konsultowane z doświadczonym lekarzem weterynarii.

Jak rozpoznać czy ptak jest chory?

ZDROWY PTAK ma zawsze gładkie i dobrze ułożone na ciele upierzenie, które często czyści i natłuszcza dziobem. Tylko wówczas, kiedy drapieżnik siedzi w spokoju odpoczywając na jednej łapie, może puszyć pióra okrywowe. Także wówczas, wszystkie ruchy ptaka są pewne i szybkie, oczy w pełni przejrzyste i otwarte. Ptak żywo reaguje na wszelkie ruchy w jego pobliżu, na hałas itp. Jeżeli drapieżnik jest głodny, pokarm pobiera szybko i zdecydowanie. Wypełnione wole u zdrowego ptaka znika szybko już po kilku godzinach od nakarmienia - trawienie odbywa się prawidłowo. Odchody zdrowego ptaka mają dwie frakcje; mocz jest biały i płynny, kał (koloru czarnego lub brązowego) jest wyraźnie oddzielony od frakcji białej. Kiedy cały pokarm jest strawiony (najczęściej rankiem następnego dnia) wydalona jest tworzona w żołądku wyplówka. U zdrowego ptaka drapieżnego powinna ona składać się wyłącznie z piór lub sierści oraz nieorganicznych zanieczyszczeń pokarmu. Kości ptaki drapieżne trawią praktycznie w całości.

CHORY PTAK drapieżny ma natomiast inne zachowania, które wskazują na symptomy chorobowe. Flegmatycznie i osowiale reaguje naczynniki zewnętrzne, ma "mętne" i nie w pełni otwarte oczy, napuszone i nie dobrze ułożone upierzenie, robi wrażenie "dużego" i grubego ptaka. Śpi często (także i w dzień) nie zawsze chowając głowę w piórach. Kondycja ptaka o takich symptomach jest najczęściej już bardzo niska, znaczy to, że mięśnie piersiowe są w zaniku, kość - grzebień mostka jest ostro wyczuwalna.

Chory ptak pomimo, że jeszcze pobiera pokarm, może go ponownie wydalać z wola (dotyczy to również tzw. karmienia na siłę) - jest wówczas z naszym podopiecznym bardzo źle! - Trawienie nie funkcjonuje. Ptak słabnie z godziny na godzinę, kładzie się lub siedzi tylko na ziemi.

Jeżeli drapieżnik uległ przewlekłej infekcji wewnętrznej, woskówka i łapy bledną -stają się szare, sine lub zielonkawe. Odchody ptaka mają różny kolor (czekoladowy, czerwonawy, żółto - brunatny) - frakcje ich są często zmieszane. Ptak może wówczas często potrząsać głową, mieć wycieki cieczy z otworów nosowych, ciężko oddychać siedzieć z otwartym dziobem. Ma też często opuszczone skrzydła i stoi na podkurczonych nogach. Powyżej wymienione objawy świadczą o zaawansowanym stanie chorobowym. Ptak nasz potrzebuje natychmiastowego leczenia! O jego przeżyciu często decydują godziny. Gdy wymienione objawy nasilają się, nie ma czasu na leczenie "domowymi sposobami", konieczna jest fachowa pomoc lekarza weterynarii.

Metody profilaktyki oraz udzielania pierwszej pomocy, także omówienie poszczególnych chorób ptaków drapieżnych przedstawimy w kolejnych częściach artykułu.

(tłumaczył: mgr inż. Marek Pinkowski)


Dariusz Dąbrowski

NAFA

Sokolnictwo w Ameryce Północnej to stworzenie całkiem młode, ale ma już ładne ząbki i nieźle trzyma się nimi amerykańskiej rzeczywistości. Ponieważ w tej, podobnie jak w innych dziedzinach amerykanie nie mają swojej własnej, wielowiekowej historii nie mają też żadnych wobec niej zobowiązań. Dlatego chyba, czerpiąc początkowo ze wzorców głównie zachodnioeuropejskich (Wielka Brytania, Niemcy), bez jakichkolwiek zahamowań przełamują tradycyjne kanony sztuki sokolniczej wprowadzając rzeczy nowe. Sprawia to, że sokolnictwo amerykańskie śmielej niż europejskie wkracza a może raczej wykorzystuje współczesność i wcale nie chodzi tu o rzeczy takie nowe jak nowe materiały czy technologie (od technologii żywienia po komputerowe sposoby namierzania pozycji zgubionego ptaka), ale również o współczesne spojrzenie na środowisko naturalne oraz miejsce człowieka w nim. Z resztą postawa taka charakterystyczna jest nie tylko dla sokolników. Amerykański ornitolog, biolog, pracownik zawodowy ni amator działający na rzecz ochrony przyrody nie blednie słysząc, że sokolnictwo należy propagować na przykład dlatego, że jest to zdrowy sport zapewniający systematyczny ruch na świeżym powietrzu - od strony fizycznej a przez najbardziej bezpośredni kontakt z przyrodą dodatnio wpływający na psychikę człowieka. 

Akceptacja sokolnictwa w Ameryce wynika z kilku powodów, a jednym z nich jest niewątpliwie fakt stworzenia przez stanowe organizacje ochrony przyrody sprawnego systemu nadzoru nad działalnością sokolniczą. Przepisy są tu rygorystyczne ale jasne i jednakowe dla wszystkich.

Północnoamerykański związek sokolników (skrót angielski NAFA) powstał w 1961 roku. Jego twórcy postawili przed tą organizacją dwa główne cele: po pierwsze - pomoc w działaniach na rzecz ochrony ptaków drapieżnych (w tymczasie były one masowo zabijane jako szkodniki), a po drugie - zjednoczenie po całym kontynencie sokolników w celu prawnego uregulowania ich działalności.

Konsekwencją pierwszego jest doskonała współpraca najbardziej liczących się obecnie biologówi ornitologów amerykańskich (wielu z nich jest członkami NAFA) z sokolnikami. Gdy na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych spustoszenie wywołane przez pestycydy wśród ptaków drapieżnych "otworzyło oczy" Ameryki na ich rolę w środowisku naturalnym, nikt nie tracił czasu i energii na walkę z nowopowstałą organizacją sokolniczą. Po prostu wykorzystano to, co sokolnicy mieli do zaoferowania, a więc metody hodowli ptaków oraz sposoby ich rozmnażania w niewoli, metody wypuszczania osobników sztucznie wyhodowanych na wolność, informacje o biologii i miejscach gniazdowania a nawet o sposobach odławiania ptaków drapieżnych. To właśnie dzięki tej współpracy uratowano w Ameryce sokoła wędrownego!!!  

Realizacja drugiego z celów NAFA doprowadziła do tego, że jest to najsprawniej działająca organizacja sokolnicza jaką znam. Liczy ona obecnie ok. 2800 członków podzielonych na jednostki mniejsze terytorialnie oraz organizacje działające w poszczególnych stanach. Oprócz drobniejszych czasopism niskonakładowych wydawanych przez kluby działające w poszczególnych stanach, NAFA wydaje czarno-biały kwartalnik oraz kolorowy rocznik, wspiera również wydawnictwa książkowe.

W większości stanów możliwy jest odłów dziczków (po uprzednim sprawdzeniu przez urzędnika państwowego czy sokolnik posiada odpowiednią wolierę oraz możliwości trzymania ptaka w odpowiednich warunkach) a sezon polowań z ptakiem łowczym rozpoczyna się na niektóre gatunki wcześniej i trwa dłużej niż sezon dla myśliwych z bronią palną.

Do NAFA mogą należeć również sokolnicy oraz organizacje sokolników spoza kontynentu. Nie mają oni wprawdzie czynnego ani biernego prawa wyborczego ale poza tym posiadają wszystkie pozostałe prawa, z których dla mnie osobiście najważniejsze jest to, że regularnie otrzymuję wspomniane wyżej czasopisma, w których znaleźć można wszystko co wiąże się z sokolnictwem, począwszy od informacji praktycznych przez opowiadania i piękne ryciny, na poezji kończąc. Od trzech lat jestem członkiem NAFA, nie będę ukrywał - z dużą korzyścią dla mnie, a mam też nadzieję, że od czasu do czasu uda mi się przetłumaczyć do naszego czasopisma któryś z ciekawszych artykułów zamieszczonych w HAWK CHALK (kwartalnik) lub JOURNAL (rocznik).


Elizabeth Breidenstein-Trommer

Rudi - talent naturalny

Po stracie sokoła Ömmes, który zagubił się podczas polowania, zajełam się ptakiem mego męża - Schorschem. Günther w tym czasie układał hybrydę. Po dwóch sezonach stwierdziłam, że nie chcę polować z nie moim ptakiem. Zdecydowałam się więc na wzięcie młodego ptaka. Jeszcze czułam żal po stracie Ömmes'a, ale dobrze pamiętałam jego dobry szybki styl polowania. I ta cecha zaważyła na tym że będzie to ptak po tych samych rodzicach.

Z niecierpliwością oczekiwałam na okres rozrodu. Gdy się okazało że para na którą liczyłam ma cztery młode, bardzo się ucieszyłam. Jednakże jak w roku poprzednim były same samce, nie stanowiło to jednak problemu, gdyż jestem zwolenniczką samców. Zazwyczaj sokolnicy preferują samice, lecz gdy okazało się, że są same samce, czekałam aż wybiorą te największe. Tak jak przypuszczałam pozostał mi najmniejszy z samców.

Z nastaniem sierpnia, gdy był już całkowicie wypierzony, spętałam go i posadziłam na berle w ogrodzie. Sierpniowe upały ograniczyły mnie do spędzania z nim jedynie wieczorów. Przyzwyczajałam go powoli do mojej obecności. Rudi - bo takie otrzymał imię, nie należał do ptaków spokojnych, a pierwsze wrażenie nie należało do najprzyjemniejszych. Przez pierwsze dni grał mi na nerwach - pięć pierwszych dni nie chciał siedzieć na berle przesiadując ciągle na ziemi. Dopiero szóstego dnia nastąpiło olśnienie - po raz pierwszy usiadł na berle, lecz radość nie trwała długo, po kilku sekundach wrócił na swoje miejsce. Następny dzień miał być przełomowy. Dotychczas Rudi nie chciał jeść na rękawicy - karmę musiał dostawać na ziemi i nie ruszył jej wcześniej, dopóki nie zeszłam mu z pola widzenia. Nie widziałam w nim przyszłości, myślałam, że jeśli się nie zmieni to wsadzę go do woliery. Lecz czułam, że tego - siódmego dnia- coś się ma wydarzyć. I tak się też stało.

Była sobota piętnastego sierpnia, pierwszy raz zobaczyłam jak od rana siedzi na berle, a reakcja na mój widok wprawiła mnie w wielkie zdumienie - siedział spokojnie i nic nie wskazywało na to, że się chce zerwać. To był całkiem inny ptak - odmieniony. Pomyślałam, że może jest chory, albo to tylko przypadek. Musiałam to sprawdzić, dlatego schowałam się i ponownie mu pokazałam, a on ku mojemu zdziwieniu siedział nadal i tylko ciekawie mi się przyglądał. To była moja szansa - od razu przyniosłam kawałek świeżego gołębia i bardzo ostroźnie, powoli na czworakach zbliżałam się do niego. Jak wielkie było moje zdziwienie, że mimo zmniejszającej się między nami odległości on nadal siedział na berle. Ciekawy, z przylegającymi mocno piórami i wielkimi oczyma obserwował każde moje posunięcie. Po osiągnięciu celu mojego podchodu, zbliżywszy się na odległość wyciągniętej ręki, położyłam rękawicę z mięsem na berle. Byłam tak przejęta tą sytuacją, że bałam się nawet oddychać i patrzeć na niego. Cierpliwie czekałam na jego reakcję, błagając w duchu, by zainteresował się kuszącym kawałkiem mięsa. Pierwsze skubnięcie upewniło mnie, że ptak się przełamał.

Wieczorem, kiedy zapadł zmrok, pierwszy raz siedział na rękawicy, a gdy nastała noc, zaczął dobrze jeść z rękawicy. Jednocześnie okazało się, że daje się łatwo kapturzyć. Następne dni przynosiły coraz większe postępy Rudiego. W poniedziałek jadł na wabidle, a we wtorek pierwszy raz poszłam z nim w pole. W ciągu kilku następnych dni odbył swój pierwszy lot w wadze 535 gram. Latał tylko wieczorem, ponieważ panowały duże upały i wiały wiatry, a silne prądy wstępujące panujące w ciągu dnia mogły spowodować wyniesienie ptaka bardzo wysoko i zgubienie go.

Po kilku dniach waga skoczyła na 560 gram, a Rudi już bardzo ładnie latał, lecz wydawało mi się, że jeszcze on sam nie wie po co lata. Był to sygnał do rozpoczęcia tego, co było i jest jednym z celów sokolnictwa - polowanie.

W odległości zaledwie 500 metrów od naszego domu bytuje stadko kuropatw. Pierwszy raz spłoszyły się pod latającym ptakiem 10-go września. Było ich 11 sztuk z pierwszego lęgu - już dobrze latające. Zerwały się pod wiatr, a Rudi natychmiast ruszył za nimi w pościg. Nie miał jednak zbyt dużych szans z powodu zbyt małej wysokości i jeszcze słabej muskulatury. Jego reakcja była taka o jakiej marzyłam - szybka i agresywna. Przez kilka następnych dni wiał silny i porywisty wiatr, w związku z czym trenowałam ptaka tylko na wabidło. 15 września był wielkim dniem. Wiatr osłabł, termometr wskazywał ok. 20˚C, Rudi ważył 565 gram. Nie sądziłam, że dzień ten będzie się różnił od innych i z zamiarem treningu wyszłam w pole. Puściłam go - był w swoim żywiole. Lot zawsze zaczynał od krążenia nademną stopniowo zwiększając pułap lotu. Tego dnia jednak latając na dość dużej wysokości zaczął powoli oddalać się. Zakręciłam kilka razy wabidłem - bez skutku. Zdenerwowałam się nie wiedząc co robić. Jedyną rzeczą, która przyszła mi do głowy było natychmiastowe wypłoszenie stadka kuropatw. Zaczełam więc biec w kierunku małej remizy na granicy pól, gdzie przeważnie bytowało znajome stadko kuropatw. Biegnąc więc w tym kierunku spłoszyłam je - zerwały się z charakterystycznym dla nich furkotem. Rudi mimo że był stosunkowo daleko i dość wysoko od razu zaczął atak. Niestety nadmierna odległość dzieląca go od stadka spowodowała zapadnięcie kuropatw w rowie zanim zdążył nadlecieć. Rudi ponownie zaczął nabierać wysokości i to tak szybko, że po chwili był wyżej niż poprzednio. Postanowiłam biec wraz z psem w kierunku miejsca w którym zapadły kury. Będąc już w pobliżu spuściłam Bonitę ze smyczy, chwila poszukiwań i suka robi klasyczną stójkę. Spojrzałam w górę i przestraszyłam się na dobre. W czasie, gdy biegłam do kuropatw, Rudi nabrał wysokości i oddalał się odemnie. Nie pozostało mi nic innego jak szybkie poderwanie kur. Wraz z psem ruszyłam w stadko, które szybko się poderwało. Naliczyłam ich pięć sztuk. Wychodząc z rowu wypatrywałam na niebie sylwetki mojego ptaka. Gdy go zauważyłam leciał już jak błyskawica i lotem koszącym przeleciał mi nad głową i zniżając lot zniknął mi za drzewem. Chwilę obserwowałam przez lornetkę chcąc go znowu zobaczyć, lecz ku mojemu zdziwieniu nie wyleciał już z za drzewa. Razem z Bonitą pobiegłyśmy w kierunku gdzie go po raz ostatni widziałam. Po kilkunastu metrach, gdy wybiegłam z za drzew, zobaczyłam go na polu. Jedno spojrzenie w kierunku mojego ptaka wystarczyło, by stwierdzić, że tryumfalnie dobiera się do upolowanej przez siebie kuropatwy skubiąc ją i tarmosząc. Ze szczęścia zaczełam krzyczeć, ucałowałam psa (niestety nikogo innego nie było w pobliżu). Nawet nie wiem kiedy znalazłam się przy Rudim. W nagrodę najadł się do pełna, a od tego dnia zawsze latał bardzo wysoko. Nie chcę nawet mówić ile to było metrów, gdyż twierdzę, że wielu sokolników zawyża tę wysokość, jedno jest dla mnie pewne - on lata naprawdę bardzo wysoko. Ważne jest jeszcze jedno, że Rudi nigdy podczas polowania czy treningu w czasie sezonu nie usiadł na ziemi, drzewie czy co najgorsza na słupie. Zdarzyło się natomiast dwa razy, że latając na dużej wysokości oddalił się tak, że nie było go widać, lecz zawsze wracał do miejsca z którego był puszczony. Dzięki nadajnikowi mam pewność, że nawet w tedy nigdzie nie siadał.  

W pierwszym roku mogłam polować z Rudim tylko 29 dni. W tym czasie upolował 19 kuropatw, z których 15 złapał w powietrzu a 4 silnie zbił w wyniku czego od razu ginęły. Rudi po każdym udanym ataku dostawał pełne wole, co jest bardzo ważne u młodych ptaków.  

Muszę powiedzieć, że po sezonie byłam bardzo zadowolona ze swego ptaka i tak jak przypuszczałam, miał on charakter i sposób polowania bardzo podobny do swej starszej siostry Ömmes.  

Następny sezon rozpoczełam 29 sierpnia. W momencie wyjęcia ptaka z woliery miał wagę 620 gram, a w trzy dni później 570 i pierwszy lot na wabidło. Po kilkudniowym treningu zaczełam z nim polować. 11 września miał trzy ataki na kuropatwy. W związku z tym, że treningi były jeszcze za krótkie a kondycja za wysoka, Rudi miał problemy z upolowaniem ich. Dopiero tydzień później tj. 18 września upolował jedną kurę. Sezon ten zakończyłam 21 września z 14 kuropatwami na rozkładzie. W następnym sezonie tj. w roku 1994 zajęłam się układaniem psa, co ograniczyło mój czas dla ptaka. Z woliery wyjełam go dopiero 8 września w wadze 630 gram i podobnie jak rok wcześniej po 3 dniach miał swój pierwszy wolny lot. W dwa dni później tj. 13 września polował pierwszy raz na kuropatwy, niestety bez skutku. Miał w tedy jeszcze za wysoką kondycję i polował bez zaciętości, ale już po obniżeniu kondycji 21 września złapał pierwszą kuropatwę, a do końca sezonu miał na rozkładzie 14 kur. Sezon zakończyłam 19 października, gdyż w tym dniu Rudi złamał nogę, a jak to się stało opiszę w innym artykule. W sumie sezon 1994 roku zakończyłam 14 kuropatwami, 1 młodym bażantem i 1 kosem.

Dla mnie Rudi jest najlepszym sokołem na świecie. Mimo, że jest mały i nie ma imponującego wyglądu, jest ptakiem odważnym, poluje bez strachu i zahamowań, a poza tym ma bardzo ładny i dobry styl, a dobry bojowy charakter jest bardzo ważny u ptaka używanego do polowań. Jednym słowem Rudi ma wrodzony talent.

Dzięki mojemu mężowi, który jest naprawdę bardzo dobrym weterynarzem mam nadzieję, że w nadchodzącym sezonie będę znowu mogła zapolować z moim ptakiem. Na razie wszystko wskazuje na to, że nie będzie z tym problemów. Może już stać na tej nodze, przytrzymuje nią karmę i wygląda bardzo dobrze.

Na końcu chciałabym jeszcze podziękować mojemu kołu łowieckiemu nr. 1 we Wschowie i kołu łowieckiemu mojego męża nr. 3 "Szakal" w Strzyżewicach i wszystkim tym, którzy nas zapraszali za to, że możemy razem na tych pięknych terenach polować.

Z niecierpliwością czekam na następny sezon, podczas którego znowu będzie piękna polska złota jesień. Tymczasem oczekując niecierpliwie przypominam sobie powiedzenie poety Marca Aurela: "Nie zapomnij - na świecie mało potrzeba do szczęścia i zadowolenia z życia".


Krzysztof Staniszewski

Wybraliśmy nowy zarząd

Dnia 20. 05. 1995 r. o godz. 11.00 w Czempiniu odbyło się   zebranie sprawozdawczo - wyborcze Gniazda Sokolników - Sekcji   Sokolniczej PZŁ. Na zebranie przyjechało 33 członków, 8   kandydatów, a także 5 osób nie należących do Gniazda.   Prowadzącym zebranie został wybrany kol. Grzegorz Wiśniewski, a   sekretarzem kol.Henryk Mąka. Po wysłuchaniu sprawozdań   ustępującego zarządu z mijającej trzyletniej kadencji, walne   zebranie udzieliło mu absolutorium. W wyniku późniejszego   głosowania wyłonił się nowy zarząd w składzie:

  • Grzegorz Wiśniewski - sokolniczy,
  • Henryk Mąka - wicesokolniczy,
  • Dariusz Dąbrowski - sekretarz,
  • Grzegorz Dzik -skarbnik,
  • Elisabeth Breidenstein-Trommer.

W skład Komisji Rewizyjnej weszli:

  •  Janusz Sielicki -   przewodniczący komisji, 
  • Sławomir Sielicki i Tomasz Wykner - członkowie.

Decyzją nowego zarządu siedzibę Gniazda przeniesiono do Warszawy.

Nowy adres:    
Zarząd Gniazda Sokolników PZŁ 
ul. Nowy Świat 35, 00-029 Warszawa 
Telefon: 0 22 262051     
Fax: 022 263322 

Poniżej podjąłem próbę przybliżenia sylwetek członków zarządu:

Grzegorz Wiśniewski - sokolniczy

40 lat. Z wykształcenia   leśnik, obecnie pracuje jako urzędujący członek ZW PZŁ we   Włocławku - Łowczy Wojewódzki. Z sokolnictwem zetknął się w 1971   roku, będąc uczniem Technikum Leśnego w Tucholi, gdzie należał   do pierwszej, dziewięcioosobowej grupy uczniów - pierwszych   członków Gniazda Sokolników. W latach 1982-85 wicesokolniczy,   natomiast w latach 1992-95 członek komisji rewizyjnej Gniazda.

W Polskim Związku Łowieckim w ramach pracy zawodowej i   działalności społecznej pełnił i pełni następujące funkcje:

  •  w latach 1977-1983 - przewodniczący Komisji Hodowlanej WRŁ,
  • w latach 1982-1985 -sekretarz ZW PZŁ we Włocławku,
  • od 1985 roku do chwili obecnej - Przewodniczący ZW PZŁ we   Włocławku,
  • w latach 1986-1995 -członek Głównej Komisji Kynologicznej,
  • od 1990 roku - członek Naczelnej Rady Łowieckiej,
  • od 1993 roku - ekspert delegacji polskiej do CIC w zakresie   sokolnictwa i ochrony ptaków drapieżnych,
  • od 1994 roku - przewodniczący Rady Programu "Aktywnej Ochrony   Sokoła Wędrownego" w Polsce.

Jest współorganizatorem i członkiem Klubu Sygnalistów   Myśliwskich. Z ramienia NRŁ był członkiem komisji opracowującej   ustawę "Prawo łowieckie", a także członkiem zespołu   wspierającego komisję statutową PZŁ. Organizator wielu Łowów z   Sokołami oraz sympozjów na temat: ptaków drapieżnych w Kikole w   1985 roku i sokoła wędrownego w Ciechocinku w 1994 roku.

Marzeniem jego jest doprowadzenie do stworzenia stabilnych   podstaw prawnych, do prowadzenia działalności sokolniczej w   ścisłym powiązaniu ze strukturami PZŁ, a także uaktywnienie   działalności sokolników w zakresie hodowli ptaków i umocnienia   działalności Gniazda Sokolników, szczególnie w zakresie ochrony   ptaków drapieżnych.

Adres kontaktowy :   
Grzegorz Wiśniewski
ul. Skarżyńskiego 1/9, 87-800 Włocławek
Telefon służbowy: 0 54 324927
domowy: 054 342676

Henryk Mąka - wicesokolniczy

31 1at. Z wykształcenia technik   leśnik, obecnie pracownik techniczny Stacji Badawczej PZŁ w   Czempiniu. Z sokolnictwem zetknął się 13 lat temu, będąc uczniem   Technikum Leśnego w Zagnańsku. Do 1992 r. żelazny kandydat, a od   3 lat członek zarówno PZŁ jak i Gniazda Sokolników. Od 1988r.   kronikarz, a w latach 1992-95 sekretarz sekcji. Poza sokolnictwem zajmuje się malarstwem, interesują go sygnały   i muzyka myśliwska. Inicjator powstania Klubu Sygnalistów   Myśliwskich PZŁ; obecnie pełni funkcje członka w jego zarządzie.   Martwi go mała aktywność członków a także - co należałoby   zmienić - rotacja ptaków świadcząca o poziomie sokolników.

Adres kontaktowy:  
Henryk Mąka
ul. Sokolnicza 12, 62-055 Czempiń 12
Telefon służbowy: 0 66726563

Dariusz Dąbrowski - sekretarz

32 lata. Absolwent Wyższej Szkoły   Morskiej, z wykształcenia inżynier mechanik. Obecnie pracuje w   Zakładzie Produkcji Mebli. Sokolnictwem zajmuje się od 1979 r, a   pierwsze kroki stawiał pod okiem p.Czesława Sielickiego. W   latach 1993-94 r. był przewodniczącym Komisji Rewizyjnej.

Jako jedyny   Polak mieszkający w Polsce jest członkiem NAFA (Północno -   Amerykańskiego Związku Sokolników). Obserwuje pewne zjawiska,   które należałoby zmienić tj.małą aktywność członków i brak   kontaktów z sokolnikami innych krajów. Wynikiem tego jest mały   dopływ nowych informacji dotyczących współczesnego sokolnictwa.

Adres kontaktowy:   
Dariusz Dąbrowski
ul.Działyńskich 3c/10, 13-300 Nowe Miasto Lubawskie
Telefon: 0 511 42299

Grzegorz Dzik - skarbnik

47 lat. Z wykształcenia marynarz,   absolwent Technikum Żeglugi Śródlądowej. Z sokolnictwem zetknął   się poprzez osobę, która przed wojną  organizowała polowania w   jednym z gospodarstw na kresach wschodnich. Od 1966 roku, z   krótką przerwą, pasja ta trwa do dziś. W latach 1982-88 pełnił   funkcję kronikarza. Poza tym interesuje się ornitologią, żeglarstwem, a także   maluje. Jest pierwszym polskim zawodowym sokolnikiem. Uważa, że   zanim cokolwiek zacznie się zmieniać w polskim sokolnictwie,   należy najpierw zmienić ustawy, które regulują tą działalność.  

Adres kontaktowy:  
Grzegorz Dzik
ul. J. S. Bacha 7/409, 02-739 Warszawa
Telefon służbowy: 022 6502475
domowy: 022 477048

Elisabeth Breidenstein-Trommer - członek zarządu

Z   wykształcenia kreślarz, przez kilka lat pracowała w swym zawodzie. Przez dwa lata była zawodowym kierowcą; obecnie nie   pracuje. Już od najmłodszych lat miała kontakt z ptakami, w tym   z drapieżnymi. Mając 14 lat zainteresowała się sokolnictwem. W   wieku 19 lat została członkiem DFO (Deutschen Falkenorden - Niemiecki Zakon Sokolników), a w 1992 r. Sekcji Sokolniczej PZŁ   "Gniazda Sokolników". W poprzedniej kadencji pełniła także   funkcje członka zarządu.  Obok sokolnictwa poluje z bronią, strzela sportowo, układa psy,   a także zajmuje się pisaniem artykułów do czasopism sokolniczych. Niski poziom wiedzy z zakresu łowów z sokołami oraz brak psów u sokolników to problemy, którymi jej zdaniem należałoby się zająć.

Adres kontaktowy:
Elisabeth Breindenstein-Trommer
Lasocice 101, 64-114 Lasocice, woj. leszczyńskie

 


W. Trzetrzewiński

"Sokole Łowy"
(fragmenty)

Przed wschodem słońca skomli już psiarnia
Pachołki koniom kładą kulbaki
I sokolników pośpiech ogarnia
Na berłach niosą w kapturach ptaki...

Niebo pogodne i gwiazdy świecą,
Księżyc na ziemię spogląda dumnie.
W kasztelu ogień w kominkach niecą,
Służba na łowy zbiera się tłumnie.

A wnet głos rogu idzie w świt ranka,
Hasło, że ruszać na łowy pora
Stoją podjezdki koło krużganka
Przy bramie szczeka ogarów sfora...

Znikły tabiny i altembasy.
Szlachta na łowy krótko ubrana.
Skórznie na nogach, rzemienne pasy,
Sajdak odróżnia sługę od pana.

Podstoli każe swego sokoła
Sadzać na konia pomiędzy uszy
Namiestnik także Nurka zawołał
I już wraz z ptakiem koń łbem poruszył.

Patrzy z podziwem szlachta w te znaki,
Tak ukróconych rzadko sokołów.
I oceniają zaraz te ptaki
Na trzy dzianety albo pięć wołów.

Sokołom dawno zdjęto kaptury,
A czaplom, które w rejery strojone
I nazwę noszą królów purpury,
Podczaszy dzisiaj wypowie wojnę.

Zgineły z oczu czaple w błękicie,
Ale za chwilę lecą ku ziemi.
Patrzy zdumiona szlachta w zachwycie
Że dwa sokoły są ponad niemi.

Na walkę ptaków patrzą rycerze,
Pomiędzy sobą czyniąc zakłady.
Podstoli krzyczy: Ja nie uwierzę,
By piorun nie dał Nurkowi rady!

Tam konia z rzędem stawia na nurka,
Ten wieś oddaje z dwudziestu chłopy,
A na pioruna złota misiurka,
Pereł uriańskich sypią trzy kopy.

Wtem jednocześnie oba rarogi,
Z góry na czaplę razem uderzą,
A czaple pełne śmiertelnej trwogi
Ostrymi dzioby w sokoły mierzą.

Równe sokoły słychać wokoło.
Czaple na ziemię padły z łomotem.
Nurek i Piorun zatoczyły koło
I na swe miejsce usiadł spowrotem.

,,Wart Piorun Nurka i ten tamtego"
Tak pan Podczaszy mówi do braci,
I patrzy z boku na Podstolnego.
,,Nikt tu nie zyszcze ani nie straci".