Myślistwo ptasze - Rocznik sokolniczy 1995 - Sokolnictwo w XX wieku - bez emocji

jmg

Spis treści

Henryk Mąka

Sokolnictwo w XX wieku - bez emocji

Polowanie z sokołem, czy nawet sam jego widok na rękawicy jest zjawiskiem bardzo rzadkim i dlatego za­wsze budzącym pewne emocje. Zwłaszcza w ostatnich latach mieliśmy wiele tego przykładów. Było to zwią­zane, m.in. z dyskusjami na temat polowania z ptakami drapieżnymi w aspekcie nowelizacji prawa łowieckie­go. Emocje niektórych osób sięgnęły szczytu (miejmy nadzieję) kilka miesięcy temu, docierając wręcz na sale Sejmu i Senatu RP, a to za sprawą kilku zagorzałych przeciwników sokolnictwa, którzy za wszelką cenę sta­rali się zlikwidować tę dziedzinę w zatwierdzanej wła­śnie nowej ustawie o prawie łowieckim. Jednak nawet w takim miejscu zabrakło rzeczowej dyskusji i argumentów a przedstawiane poglądy miały charakter czy­sto emocjonalny, czasem graniczący z histerią. W efekcie, oprócz zamieszania, nie odniosło to większego skut­ku, gdyż ustawa została przyjęta, a z nią sokolnictwo jako legalny sposób polowania. W tym miejscu ogrom­ne podziękowanie należy się władzom Polskiego Związ­ku Łowieckiego, które mimo tak silnych ataków na ten z pozoru marginalny punkt ustawy, nie dopuściły do likwidacji bodaj najstarszej, jakże silnie związanej z polskimi tradycjami, choć dzisiaj raczej symbolicz­nej, dziedziny łowiectwa.

Ponieważ "burza" nad sokolnictwem ucichła, (pojedyncze gromy będzie zapewne jeszcze słychać), na­leżałoby spokojnie i bez emocji spojrzeć na sprawę i związane z nią zjawiska, co też niniejszym chciałbym uczynić. Jest to podyktowane zarówno tym co opisa­łem, jak i negatywną opinią o sokolnictwie rozpowszechnianą przez niektóre osoby. Pewne rozważania należałoby może skierować raczej do naszych przeciw­ników i osób nie znających tematu (co zresztą na jed­no wychodzi), jednak mam nadzieję, iż przydadzą się one również sokolnikom w dyskusjach jakie przyjdzie im prowadzić na ten temat.

Z historii

Znana już od kilku tysięcy lat sztuka układania ptaków drapieżnych do łowów, w swoim pierwotnym i tradycyjnym charakterze upadła ok. XVIII wieku. Z jednej strony jako sposób polowania została wyparta przez ciągle udoskonalaną broń palną; z drugiej - jako rozrywka panujących i klas szlacheckich zaginęła w burzliwych dziejach i przemianach społecznych kra­jów Europy. Nie przetrwała do naszych czasów rów­nież ówczesna bogata wiedza na temat metod układa­nia ptaków, przepadła wraz z ostatnimi pokoleniamidawnych mistrzów, a dziedzina ta, z wyjątkiem kilku krajów, na kilkaset lat praktycznie przestała istnieć,

Ponownie, w sposób zorganizowany, sokolnictwo zaczęło się odradzać w wielu krajach dopiero około połowy naszego stulecia jako forma kultywowania sta­rych tradycji łowieckich, a także sposób działalności na rzecz ochrony ptaków drapieżnych. Za sprawą współczesnych pasjonatów tej sztuki w wielu krajach utwo­rzono specjalistyczne kluby zajmujące się sokolnic­twem, a dziedzina ta, na pozór marginalna, ma swoje uregulowania prawne, zarówno w poszczególnych kra­jach jak i wielu umowach międzynarodowych. Oczy­wiście współczesne sokolnictwo znacznie różni się od swej pierwotnej formy, łącząc w sobie zarówno ele­menty niezmienne od wielu wieków jak i najnowsza wiedzę i technikę. Stąd też, np. obecnie puszczając do lotu sokoła zdejmuje mu się kaptur i pęta których wzór opracowano setki lat temu, a zakłada miniaturowy nadajnik pozwalający zlokalizować ptaka w promie­niu kilkunastu kilometrów. Również liczba uprawiają-

cych sokolnictwo jest obecnie, można powiedzieć, czy­sto symboliczna, gdyż kluby takie w poszczególnych krajach liczą przeważnie od kilkudziesięciu do kilku­set członków, stanowiąc jedne z najmniejszych grup społecznych. W Polsce sokolnictwo, jako dozwolony sposób polowania, zalegalizowano w roku 1971 (zezwoleniem Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewne­go z dnia 18.09., nr LN-3/279-23/71), po czym utwo­rzono specjalistyczną sekcję Polskiego Związku Ło­wieckiego noszącą tradycyjną nazwę "Gniazdo Sokolników". Z góry też nakazano jej "cichą" działalność, wszak kultywowanie szlacheckich tradycji w ówcze­snym systemie nie było mile widziane. Po blisko 25 latach działalności "Gniazdo" liczy obecnie ok. 100 osób, z których praktycznie sokolnictwo uprawia nie­spełna połowa. Poziom taki utrzymuje się od wielu lat i w przyszłości raczej niewiele się zmieni.

Dziedzina ta, jako znana wyłącznie wąskiej grupie osób, "obrosła" w wiele mitów i błędnych opinii, które ostatnio dość często w różnych aspektach pojawiały się w środkach masowego przekazu.

"Burza w szklance wody"

Podobnie, jak wiele innych zjawisk współczesne sokolnictwo ma zarówno swoich zwolenników, sympatyków jak i zagorzałych przeciwników którzy, choć nieliczni, mają jednak znacznie większy wpływ na kształtowanie (oczywiście ich zdaniem totalnie negatywnego) obrazu tej dziedziny. Pojedyncze głosy takich osób słychać było niemal od samego początku działalności sokolników i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Do niedawna byli to głównie niektórzy przedstawiciele kręgów ochrony przyrody i ornitologii o bardziej konserwatywnych poglądach i czasem wręcz katastroficznych wizjach, którzy w kilkudziesięciu sokolnikach upatrywali wszelkich możliwych zagrożeń dla dzikich populacji chronionych ptaków drapieżnych. Ludzie ci, mając wpływ na kształtowanie opinii w swoich kręgach, często własne poglądy przedstawiają jako zdanie całego środowiska, choć nie zawsze jest to zgodne z rzeczywistością i tak jednoznaczne.

Podobnie ma się sprawa w przypadku innej grupy przeciwników, która pojawiła się niedawno, lecz obecnie niejako zdominowała dyskusję w tym temacie, sprowadzając ją na nieco inną płaszczyznę. Mam tu na myśli osoby z ruchu "Animals", który podobnie jak wie­le innych zjawisk, wyszedłszy już z mody na zacho­dzie Europy, rozkwitł u nas. Jego przedstawiciele to­czą swoją świętą wojnę o "uczłowieczenie" zwierząt a sokolników odżegnują od wszelkich ludzkich uczuć, za - ich zdaniem - niehumanitarne (delikatnie mówiąc) traktowanie zarówno swoich sokołów jak i ich ofiar. Działając bardzo emocjonalnie, często w sposób spek­takularny walcząc ze skutkami zjawisk zamiast przyjrzeć się ich przyczynom. Wydają się kierować zasadą. iż podstawa - to narobić wrzawy, a potem starać się coś wywalczyć.

Okazuje się również, iż poza przytoczonymi zarzutami, motywem ataku na sokolnictwo było mniemanie o łatwości jego likwidacji. Co prawda, np. taki węd­karz, który nabija żywego robaka lub rybkę na haczyk o kilku ostrzach po to, by złowić większą, też nie jest "święty", jednak któż odważy się ruszyć kilkusettysięczną rzeszę wędkarzy.

O ile sama idea walki o właściwe traktowanie zwie­rząt jest jak najbardziej godna poparcia, o tyle działa­nia jej zwolenników kierowane emocjami i pewnego rodzaju fanatyzmem, nie pozwalającym na przyjęcie innego poglądu, często zdają się graniczyć ze zdrowym rozsądkiem. Takie elementy można zauważyć w opra­cowanych m.in. przez "Animals"", projektach ustawy o ochronie zwierząt, w których i sokolnictwo ma swoje miejsce jako forma "znęcania się" nad zwierzętami, wymagająca jak najszybszej likwidacji. Mało tego, argumenty za tym przemawiające zebrano w odrębny, kilkustronicowy elaborat rozprowadzany wraz z projek­tem ustawy, a podpisany - Fundacja "Animals". Oczywiście, jego treści nie trudno się domyśleć i nie warto by się nad tym rozwodzić, jednak materiał ten został rozpowszechniony w dość szerokich kręgach i opinie, oparte na jego treści, zapewne nieraz jeszcze usłyszy­my. W dodatku wiedzy autorów na temat sokolnictwa starczyło zaledwie na półtorej strony, natomiast resztę stanowią opinie "znawców przedmiotu". Ponieważ w takim kształcie materiał ten stanowi niejako komplet zarzutów przeciw sokolnictwu, w dalszej części pozwo­lę sobie zacytować niektóre, najbardziej kontrowersyj­ne jego fragmenty. Przypomnę tylko, iż w pewnym sensie był to materiał, na podstawie którego parlament (!) miał decydować o likwidacji sokolnictwa.

O co ta wrzawa?

Patrząc na atmosferę wokół tego tematu, nieodpar­cie ciśnie się pytanie - co w nim jest takiego, co w okre­sie wielkich przemian ustrojowych i społecznych pań­stwa, walk politycznych, wielkich afer gospodarczych i ubóstwa milionów ludzi, zmusza parlament do dys­kusji nad sprawą działalności kilkudziesięciu osób. Je­śli dodać, iż nie mają one nic wspólnego z przedsta­wionymi zjawiskami, a w dyskusji nie użyto żadnych konkretnych argumentów, danych itp., to wydarzenie takie można uznać, w pewnym sensie, za precedens na skalę światową, o co być może niektórym chodziło.

Przechodząc już do owych kontrowersyjnych aspektów sokolnictwa, zacznę od strony moralno - humanitarnej samego układania sokołów, co tak głośno podnoszą "animalsi". Oczywiście, do polowań używa się różnych gatunków ptaków, (u nas głównie jastrzębi), jednak przyjmijmy tu ogólne określenie - sokoła jako bardziej klasyczne i potocznie używane. Otóż układanie sokoła "animalsi" określają następująco: "... sokół czy jastrząb po to aby poddał się tresurze musi zostać złamany psychicznie i fizycznie. Służą ku temu: głodzenie, zawieszanie głową w dół, pęta­nie, kapturzenie, karanie. Następnym etapem jest tzw. "napuszczanie" ptaka na żywą zdobycz..., które oznacza, że sokół ma rozszarpywać żywcem codzien­nie i systematycznie dziesiątki zwierząt - gołębi, kawek, kurczaków (potem gdy podrośnie także i kur), gawronów, królików, młodych kotów. Po to, by ofia­ry nie mogły uciekać przycina im się dzioby, pazury, łamie skrzydła, uwiązuje na sznurkach. Ponadto, całe swoje dalsze życie sokół czy jastrząb spędza na słupku przywiązany i często z zakrytymi oczami - co dla ptaka drapieżnego jest torturą."

No cóż, takie określe­nia mogą wstrząsnąć nawet sokolnikiem, a cóż dopiero osobą, która nie zna tematu i nie wie, że są to bzdu­ry napisane dla wywarcia wrażenia i emocji. Zaznaczę tu, że do takich stwierdzeń Fundacja "Animals" doszła, tłumacząc na swój sposób jedyne znane jej źródło, a mianowicie napisaną 25 lat (ćwierć wieku!) temu in­strukcję układania ptaków łowczych, nie znaną więk­szości obecnych sokolników. W okresie, kiedy nie było jeszcze przepisów prawnych dotyczących sokolnictwa, jastrzębie były tępione jako szkodniki a prawa zwie­rząt nawet najgorliwszym obecnie "animalsom" nie przyszły do głowy.

Autorzy cytowanych określeń nie zauważyli chyba, iż niektóre z nich nie mają nawet sensu praktycznego, co świadczy o braku wręcz podstawowych wiadomo­ści na ten temat.

Gdyby im wierzyć, to sokolnictwo polegałoby na znęcaniu się nad sokołami (trudnym i czasochłonnym) po to, by napuszczać je potem na własne zwierzęta do­mowe, a gdy sokół rozszarpie ich żywcem "dziesiątki" - na resztę życia przywiązywać go do słupka, na doda­tek często zakrywając oczy. Jest to typowy dla "animalsów" sposób przedstawiania problemu, lecz chyba nikt rozsądny nie uwierzy w podobne rzeczy.

Żaden sokolnik nie puszcza świadomie swojego ptaka na kota, nawet młodego, gdyż starcia takie najczę­ściej kończyłyby się źle (jeśli nie tragicznie) właśnie dla ptaka. Podobnie jest z domowym drobiem, który jeśli jastrząb zabije raz czy drugi, zawsze będzie prefe­rował, jako łatwiejszy do złapania niż zwierzyna dzi­ka. A co by się działo gdyby gospodarz znalazł dra­pieżnika szarpiącego jego dorodną kokosz, nie będę opi­sywał, bo dostałoby się także rolnikom. Bez sensu by­łoby też obcinanie pazurów czy dziobów, gdyż nie wpły­wa to w żaden sposób na możliwości ucieczki zwierzę­cia. Podobne rzeczy robiono przed wiekami, układając ptaki na szczególnie niebezpieczne dla nich gatunki, np. orły na wilki lub sokoły na czaple. Dziś podobne rzeczy nie mają miejsca. Do podstawowych wiadomo­ści należy również to, iż jeśli sokół siedzi przywiązany na berle, to w zasadzie nie ma najmniejszej potrzeby zakładania mu kaptura. Czyni się to tylko w trakcie prze­jazdu na polowanie lub bezpośrednio po nim.

Bez emocji

Sokolnictwo, podobnie jak wiele innych funkcjonujących do dziś dziedzin, jest przykładem odwiecz­nego wykorzystywania umiejętności czy właściwości zwierząt dla potrzeb człowieka.

Podobnymi zjawiskami są np. jeździectwo, utrzy­mywanie psów, rybek w akwarium czy ptaków śpiewa­jących, jednak te, jako powszechne, nie budzą niczy­ich sprzeciwów. W każdym z nich występuje element tresury lub "dożywocia" w klatce czy akwarium o których można by długo dyskutować. Problem wyda­je się jednak leżeć w innej sferze, m.in. w różnym ludz­kim podejściu emocjonalnym, do różnych zjawisk. We­źmy, na przykład samego sokoła; jest to widok wyjąt­kowy i wspaniały, większość ludzi nie doświadczy tego w swoim życiu. Dla sokolnika widok taki to rzecz nor­malna, a sam sokół (znacznie upraszczając) - piękne zwierzę użytkowe, podobnie jak dla jeźdźca piękny ru­mak.

Dla ornitologa czy "ochroniarza" sokół jest osobni­kiem ginącego gatunku, można go obejrzeć jedynie w atlasie, natomiast dla "animalsów" to biedna, piękna istota, nad którą znęcają się sokolnicy, zmuszając do rozszarpywania żywcem "bliźnich".

Stąd też "animalsów" nie bulwersuje fakt, iż np. setki tysięcy trzymanych przez ludzi ptaków śpiewają­cych lub rybek; do końca życia nie opuści niewiele od siebie większej klatki, a podobna ilość psów nie pobie­gnie za swego życia dalej, niż sięga łańcuch.

Dręczy ich natomiast los kilkudziesięciu ułożonych sokołów, które codziennie, przez kilka godzin, mają możliwość swobodnego lotu i polowania. Można by to tłumaczyć faktem iż sokół, jak każdy inny ptak drapieżny, kojarzy się potocznie z wolnością, dzikością i pięknem natomiast np. kanarek.... nie jest dziś niczym szczególnym, że już nie wspomnę o psie. Jest to jednak tylko powierzchowne i nie zawsze właściwe spojrze­nie.

By ktoś jednak nie pozostał tylko z obrazem układania sokołów według "Animals", kilka zdań na ten te­mat z praktyki. Oczywiście, szczegółowy opis całego procesu nie miałby tu większego sensu, dlatego też ogra­niczę się do bardziej ogólnych, stosowanych w nim za­sad.

Zacząć należy od tego, iż układanie ptaków samo w sobie nie jest celem czy sensem sokolnictwa, a jedy­nie środkiem. W ciągu kilkunastu lat życia sokoła uży­wanego do polowania, podstawowy okres układania wynosi zaledwie 2-4 tygodnie.

W rzeczywistości, układanie ptaków polega na odpowiednim i umiejętnym kierowaniu ich naturalnymi instynktami i zachowaniem, w którym główną barierą jest początkowy, wrodzony strach i wrogość tych pta­ków w stosunku do człowieka. Podstawą dalszego układania jest przełamanie tego odruchu, po którym ptak, nie obawiając się obecności sokolnika, łatwiej przyj­muje dalszy proces. Mając odpowiednie doświadcze­nie nie trzeba uciekać się do wymienionych przez "animalsów" tortur. Następnym etapem jest wyrobienie u sokoła prostego przekonania, iż karmę dostanie od sokolnika zawsze, kiedy tylko do niego przyleci, co też - po wspomnianym pierwszym etapie robi bez więk­szych trudności. Najpierw wchodząc na rękawicę, po­tem wskakując z bliskiej odległości by po pewnym cza­sie przylatywać z kilkudziesięciu czy kilkuset metrów. Oczywiście, cały proces przebiega różnie, w zależno­ści od charakteru ptaka i w niektórych przypadkach po­szczególne czynności można łączyć, powtarzać dłuż­szy czas lub wręcz pominąć. Zawsze jednak robi się to powoli i stopniowo, poprzez wielokrotne powtarzanie niektórych czynności, które powoduje u ptaka trwałe skojarzenia. Unika się przy tym wszelkich "terapii szo­kowych", gdyż działają one wręcz odwrotnie. Jeśli pierwszy kontakt sokoła z nowym zjawiskiem, np. psem lub samochodem będzie dla niego nagły i niespodzie­wany, to przez długi czas na ich widok będzie uciekał, mając przykre skojarzenie.

Tradycyjnie podaje się cztery etapy układania pta­ków; wspomniałem o dwóch podstawowych - "ukróce­niu" i "uwabieniu".

Między nimi jest jeszcze "unoszenie", które najczę­ściej łączy się z pierwszym i polega na przyzwyczaje­niu ptaka do noszenia na rękawicy - oraz ostatni czyli owo nieszczęsne "napuszczanie". Jest to czynność obe­cnie rzadko stosowana. Zamiast niej sokoła trenuje się na tzw. wabidle lub bałwanku, które są imitacją ptaka lub królika. Oprócz tego, na pierwszych polowaniach stwarza się sokołowi jak najłatwiejsze okazje do ataku i złapania dzikiej zdobyczy. Jeżeli już w ogóle zacho­dzi potrzeba takiego napuszczenia, to używa się głów­nie wolierowych bażantów.

Autorzy z "Animals" prawdopodobnie celowo wybrali tylko etap pierwszy i ostatni, gdyż mimo praktycznego bezsensu takiego zestawienia - jeśli je "odpowiednio" opisać, robią największe wrażenie a o to przecież im chodzi.

Cały podstawowy proces układania doświadczony sokolnik może przeprowadzić w ciągu dwóch (do kilku) tygodni, po których sokół jest przygotowany do zu­pełnie swobodnych lotów i polowania.

Oczywiste jest i to, że zarówno podczas układania jak i polowania z sokołem wykorzystuje się jego uczu­cie głodu i naturalny instynkt zdobywania pokarmu będący podstawą aktywności każdego drapieżnika. Polega to głównie na tym, iż na trening lub polowanie wychodzi się zawsze z ptakiem głodnym tzn. nie karmionym jeszcze tego dnia, a porcje mięsa otrzymuje on stopniowo, po każdym przylocie do sokolnika lub złapaniu zdobyczy, aż do sytości. Dłuższe, 2-3 - dnio­we okresy głodu stosuje się bardzo rzadko, głównie w celu obniżenia zbyt wysokiej wagi ptaka, przy której nie jest on zainteresowany polowaniem. Takie kilku­dniowe głodówki przeżywają jednak również ptaki na wolności i jeśli znajdują się w dobrej kondycji, nie jest to dla nich niczym strasznym.

Nieco inaczej należy rozważyć sam cel układania ptaków, jakim jest polowanie z nimi na dziką zwierzynę, co też niektórzy nazywają "barbarzyństwem". Jest to określenie o tyle niedorzeczne, iż podobnie należałoby nazwać całą dziką przyrodę. To właśnie sokolnictwo jest przykładem najbardziej naturalnego i, modnie mówiąc, ekologicznego polowania, jakie od tysięcy lat nieprzerwanie trwa w naturze. Wypuszczający swojego sokoła człowiek staje się jedynie obserwatorem odwiecznej, naturalnej walki drapieżnika i jego ofiary, w której obie strony korzystają z ukształtowanych przez naturę przystosowań, zarówno do ataku jak i obrony. Ścigana zwierzyna od początku widzi goniącego ją drapieżnika i ma szansę wykorzystania swoich umiejętności - szybkiej ucieczki lub ukrycia. Natomiast fakt, że w przypadku złapania ofiary sokół zabija ją i rozszarpuje, nie jest ani barbarzyństwem ani, tym bar­dziej, wyłączną zasługą sokolników.

Taka jest natura sokoła zarówno ułożonego, jak i dzikiego, a podobnie dzieje się w przyrodzie i bez naszego udziału. Natomiast to, czy ktoś może na takie sceny patrzeć czy nie, jest sprawą nie tyle uczuć lub ich braku, ile kwestią zrozumienia charakteru zwierząt i zjawisk mających miejsce w otaczającej nas przyro­dzie. Jest ona tak samo piękna co rządząca się swoimi (nie ludzkimi) zasadami, które często są okrutne i bezwzględne.

Kto tego nie rozumie może oglądać filmy przyro­dnicze z serii "Przygody pszczółki Mai", lecz na przed­stawione tematy nie powinien zabierać głosu.

Opinie "fachowców"

Jak już wspomniałem, większą część opracowane­go przez Fundację "Animals" materiału stanowią opi­nie "znawców przedmiotu", głównie Komitetu Ochro­ny Przyrody PAN oraz w swoisty sposób towarzyszą­cego nam od początku jednego z profesorów, co też na jedno wychodzi. Niestrudzenie zwalcza on sokolników z zaangażowaniem godnym większej sprawy, wytacza­jąc na kilkudziesięciu ludzi armaty z każdego szczebla swojej kariery. Przy tym, szczególnym "upodobaniem" obdarzył on jednego z nestorów polskiego sokolnic-twa, który z kolei odpalając mu ze swego "garłacza" potęguje czasem tę utarczkę. Wróćmy jednak do opi­nii.

"Każdego roku w Polsce około 10 000 ptaków drapieżnych jest usuwanych z przyrody przez nie­legalne odstrzały i odłowy...". Jedno z nielicznych, bardzo bliskich prawdy stwierdzeń. Jednak Komitet ma chyba tyle rozsądku, iż nie kieruje tego do sokolników, którzy mogą zapytać: co Pan profesor i Komitet zrobili praktycznego aby temu zapobiec? Czy podobną woj­nę, jak sokolnikom, wydali oni tysiącom hodowców gołębi i nielegalnie działających preparatorów? Tylko na pozór nie mają oni z tym nic wspólnego, natomiast w rzeczywistości liczba i rozmiar działania sokolników wydaje się być przy nich fraszką. Czy Komitet lub Pan profesor próbowali kiedyś wytłumaczyć rolnikowi, któremu jastrząb zabił kurę, iż nie wolno mu skrzyw­dzić chronionego drapieżnika, bo jeszcze zapłaci karę? Polecam taką próbę, zwłaszcza w regionie kielecko-piotrkowskim; może ona być bardzo pouczająca nawet dla znawców przedmiotu.

Sokolnictwo "...nie przysparza łowiectwu dobrej opinii w oczach społeczeństwa."

Takie stwierdzenie chybione jest z kilku powodów. Po pierwsze tzw. opinia społeczna najczęściej nie ma pojęcia, że sokolnictwo w ogóle jest obecnie uprawia­ne, a tym bardziej na czym ono polega. Wystarczy sta­nąć z sokołem na ręku w jakimś ruchliwym miejscu aby przekonać się, iż przeciętny obywatel, jeżeli co­kolwiek wie na ten temat, to jedynie tyle, że używa się do tego sokoła, który jest drogi i ma kapturek na gło­wie. Widok sokolnika na pewno nie kojarzy mu się rów­nież z "klasycznym" myśliwym. Społeczeństwo ma również mierne pojęcie (jeśli w ogóle) o łowiectwie i myśliwych, których najczęściej kojarzy z osobą le­śniczego chodzącego po lesie z fajką, strzelbą na ramieniu i psem przy nodze, strzelającego - kiedy i do czego mu się podoba. O "dobrą opinię" łowiectwa dba­ją zupełnie inni ludzie i akurat sokolnictwo nie ma tu większego znaczenia. W ciągu kilkunastu lat uprawia­nia tej dziedziny miałem wiele okazji obserwować re­akcję ludzi na taki widok, jednak nie zauważyłem, aby ktoś poczuł się nim zgorszony, a wręcz przeciwnie. Na­tomiast poglądy niektórych osób z Komitetu czy nawet organizacji, to jeszcze nie opinia społeczna.

Komitet natomiast "...zwraca się do Ob. Ministra z wnioskiem o wydanie zakazu propagowania i uprawiania sokolnictwa w szkołach ...". Chodzi tu o czte­ry spośród 14 Techników Leśnych, w których prowa­dzi się raczej rehabilitację ptaków niż sokolnictwo.

O tym, że działalność taka może być właściwa, niech świadczy fakt, iż np. Technikum w Zagnańsku, współpracujące z Wojewódzkim Konserwatorem Przyrody i Strażą Ochrony Przyrody, w latach 1994 i 1995 otrzy­mało na nią zgodę właśnie z Departamentu Ochrony Przyrody MOŚZNiL. Czy Komitet oskarżający ostat­nio również niektóre ogrody zoologiczne o sprzyjanie sokolnikom, weźmie na "swoją listę" także Ministerstwo? Z drugiej strony, jeżeli uczeń szkoły leśnej, czy równie dobrze innej, może zgodnie z prawem wstąpić do PZŁ i polować z bronią palną, to dlaczego zabra­niać mu sokolnictwa jeśli spełnia ku temu warunki?

Na koniec jeszcze jeden, ważniejszy aspekt i zarzut wobec sokolnictwa, oburzający "znawców przedmio­tu", którzy we wspomnianej instrukcji układania wy­czytali "...jak należy wybierać pisklęta ptaków dra­pieżnych z gniazd, kiedy i w jaki sposób". Jest to bodaj sztandarowy choć już wyświechtany i nieaktual­ny, argument jednego z naukowców. Jeżeli rzeczywi­ście uważa się za znawcę przedmiotu, to powinien wie­dzieć następujące, podstawowe rzeczy:

  • jedynym gatunkiem o szerokich możliwościach łowieckich, a zatem i praktycznej przydatności w sokolnictwie jest u nas bardzo liczny jastrząb, który cały czas pozostaje podstawowym ptakiem łowczym. W latach osiemdziesiątych sokolnicy otrzymali kilka zezwoleń z ministerstwa na odłów 5-10 jastrzębi do celów sokolniczych;
  • oprócz tego gatunku można polować jedynie z orłem przednim lub sokołem wędrownym, lecz z oczywistych powodów żaden ptak z tych ani pozostałych gatunków nie został wybrany z gniazda do celów sokolniczych;
  • kilkanaście sokołów używanych do polowań to wy­łącznie ptaki pochodzące z hodowli zamkniętej, na co mają odpowiednie dokumenty;
  • żadnemu sokolnikowi nie zależy na ciągłym nabywa­niu nowych ptaków, gdyż ich układanie wymaga sporo pracy, natomiast prawdziwej wartości nabierają one dopiero po kilku latach.

Z tematem pochodzenia ptaków, używanych w sokolnictwie wiąże się też następny cytat: "... nie są zna­ne sposoby wolierowego rozrodu drapieżników lotnych. Dowodzą tego wieloletnie bezowocne stara­nia ogrodów zoologicznych (Instytut Zoologii Uniwersytetu Wrocławskiego)."

Stwierdzenie takie jest kolejnym przykładem wpro­wadzania w błąd opinii w celu osiągnięcia poparcia własnych poglądów, a dodatkowo podważa wiarygod­ność tak poważnej instytucji naukowej.

Od początku lat 90 realizowany jest Program Reintrodukcji Sokoła Wędrownego w Polsce, którego ce­lem jest odbudowa dzikiej populacji tego gatunku poprzez wypuszczanie młodych sokołów wyhodowanych w niewoli. Jest to program zatwierdzony i nadzorowa­ny przez Departament Ochrony Przyrody MOŚZNiL, w ramach którego w kilku miejscach kraju introdukowano dotychczas 60 sokołów (do 2003 r – prawie 200 szt.) wyhodowanych przez sokolników. Również z hodowli pochodzą wszystkie sokoły używane do polowań.

Wolierowa hodowla tych ptaków została opanowa­na do tego stopnia, iż np. w Niemczech zaspokaja w zupełności potrzeby o wiele większej liczby sokolników. Mając licencję można tam w pełni legalnie ku­pić sokoła, podobnie jak psa z rodowodem i za porównywalną cenę. Prawie każde czasopismo łowieckie z jesieni zawiera kilka ofert sprzedaży. Wszystkie po­wyższe fakty powinny być doskonale znane znawcom przedmiotu, a tym samym placówce naukowej, jeśli zajmuje się takim tematem. Dalszy komentarz jest tu chyba zbędny.

Aby zakończyć temat opracowania Fundacji "Animals", wspomnę tylko o jego końcowym fragmencie, gdzie autorzy oburzają się, iż minister sugerował, by sokolnictwa zakazać, a posłowie mimo to przeforso­wali jego legalność. No cóż, widać nie do wszystkich dociera fakt, iż czasy, kiedy minister, czyli rząd, suge­rował a posłowie byli od przytakiwania i oklasków - dawno minęły.

Nie taki diabeł straszny

Nowe prawo łowieckie ujmuje sokolnictwo jako legalny sposób polowania, wymagający jednak specjal­nego zezwolenia ministra OŚZNiL. Jest to zapis, za którym muszą nastąpić kolejne, szczegółowe przepisy określające zasady jego uprawiania, ustalone przez przedstawicieli Polskiego Związku Łowieckiego oraz MOŚZNiL. W ten sposób cała działalność sokolników może i powinna być nadzorowana; przez resort ochro­ny przyrody, w zakresie wydawania zezwoleń, zasad przetrzymywania i rejestracji ptaków łowczych, natomiast przez PZŁ - poprzez określenie odpowiednich zasad polowania. Unikniemy wtedy niepotrzebnych podejrzeń i niejasnych sytuacji. O tym, iż można pogodzić sokolnictwo z interesem ochrony przyrody i ło­wiectwa, mogą świadczyć przykłady wielu innych krajów, w których jest ono prawnie usankcjonowane,

Na zakończenie chciałbym jeszcze raz przytoczyć kilka podsumowujących faktów, które powinny być brane pod uwagę przy wszelkich dyskusjach na ten te­mat:

  • sokolnictwo jest elementem wielowiekowej tradycji i kultury łowieckiej, prawnie uznawanym przez wiele krajów oraz umowy międzynarodowe, 
  • sokolnictwo jest jednym z wielu funkcjonujących obecnie przykładów wykorzystania właściwości zwierząt dla potrzeb człowieka, oraz korzystania z odnawialnych zasobów przyrody,
  • łowy z sokołem to najbardziej naturalny sposób polowania, w którym człowiek staje się obserwatorem odwiecznej, trwającej w przyrodzie walki drapieżnikia i ofiary. Obie strony mają tu możliwość pełnego wykorzystania swych naturalnych przystosowań, za równo do ataku jak i obrony,
  • możliwość polowania jest konieczna dla utrzymania pełnej sprawności fizycznej i psychicznej ptaków drapieżnych, utrzymywanych w niewoli,
  • sokolnicy potrafią najlepiej utrzymać w niewoli w pe­łni sprawne i mogące się rozmnażać ptaki drapieżne,
  • układanie ptaków drapieżnych nie jest samo w sobie celem sokolnictwa, lecz krótkotrwałym środkiem, dzięki któremu wykonują one swe naturalne czynności bez obaw przed człowiekiem,
  • sokolnicy dążą do tego, aby do polowań używać wyłącznie ptaków pochodzących z hodowli zamknię­tej,
  • sokolnictwo, ze względu na czasochłonność i warun­ki utrzymania ptaków nie stanie się nigdy dziedziną masową,
  • mimo wielu oskarżeń, pomówień i negatywnych opinii, nikt do tej pory nie udokumentował szkodliwości czy negatywnych skutków uprawiania sokolnictwa.

Osobom, które będą zabierać głos na ten temat, po­lecam znaną zasadę, iż ten, kto widzi tylko czarne i białe, nigdy nie zobaczy wspaniałych barw tęczy. W znanych z demokracji i praktycznego podejścia do rzeczy Sta­nach Zjednoczonych popiera się sokolnictwo, chociaż­by z tego względu, iż jako wymagające częstego prze­bywania na świeżym powietrzu, bardzo dobrze wpły­wa na zdrowie.